piątek, 30 października 2020

MANIFESTACJE ANTYKOŚCIELNE 2020

 

KLERYKÓW - główna ulica. Idzie pochód a na jego czele dziewczyny niosą transparent <Ch.W.D. POLSKIM BISKUPOM>. 
Antyklerykałowi serce rośnie!!!

 
     Fot. Jan Rysiński
 
Koniec świata...
Przez wieki (nie wyłączając okresu PRL-u) słowa nawet najtaktowniejszej krytyki kleru katolickiego były postrzegane i potępiane jak świętokradztwo. Banialuki głoszone z ambony przez prymitywnego, wiejskiego wikarego należało przyjmować do akceptującej wiadomości z rozdziawioną gębą i bez szemrania. 
 
Gdy w 1989 "Solidarność" bezrozumnie powierzyła biskupom rolę mediatorów w rozmowach z przedstawicielami władz PRL przy Okrągłym Stole, rozpoczął się mroczny rozdział zawłaszczania przestrzeni publicznej przez Kościół kat.. Mało kto wówczas to zauważył, albowiem panował ogólnonarodowy entuzjazm. Niewątpliwie sprzyjał temu procesowi bezprecedensowy, bałwochwalczy kult "papieża-Polaka" Jana Pawła II. Rodzimy establishment ochotnie wygrzewał się w blasku "słońca Wadowic", a w tym czasie funkcjonariusze pana Boga przystąpili do planowego infekowania umysłów i drenowania kieszeni Polaków.
 
 Stan błogiej symbiozy pomiędzy państwowymi dygnitarzami i dostojnikami kościelnymi nie może trwać wiecznie. Aliści wszystko ma swój koniec. Dekadę wstecz Janusz Palikot udowodnił, że jest zapotrzebowanie społeczne na frontalną krytykę Kościoła kat. i można nawet na tym ugrać kapitał polityczny. Cześć mu za to i chwała. Wówczas się nie udało. Może zabrakło z jednej strony determinacji, a z drugiej szerszej reakcji obywateli. Media głównego nurtu nie były zainteresowane zaburzeniem toksycznych relacji polityków z duchowieństwem, bo akurat zajmowały się dystrybucją ciepłej wody z kranu. Może teraz się uda? A jeśli nie, to i tak Kościół kat. wyjdzie z tej awantury mocno poobijany.

Gdy zagłaskiwani dotąd, wyalienowani ze społeczeństwa jegomoście w sukienkach; chciwi, aroganccy i butni; wściekle reagujący na rzeczową krytykę, słyszą rzucone im w twarz zaklęcie #wypierdalać, to czują się jakby spadali ze szczytów drabiny społecznej - na której samozwańczo się umieścili - w otchłań poniżenia, potępienia, pogardy... Kto sięga dna szamba traci nieodwracalnie blichtr, a jak go stamtąd wydobędą to jest już tylko pociesznym fiutem. 
No i to jest piękne!
 
 

poniedziałek, 18 maja 2020

BOSKI TRZASKOWSKI

Znany fantasta Cezary Michalski tak się rozbrykał w TVN24, że go  prowadzący Marciniak z gościem Łapińskim nie mogli okiełznać. W końcu odpuścili i z narastającym rozbawieniem przysłuchiwali się retorycznej szarży publicysty. Powodem wzmożenia był boski RAFAŁ TRZASKOWSKI, albowiem - logicznie rzecz ujmując - tylko osoba o walorach metafizycznych mogła zastąpić najlepszą do tej pory kandydatkę na prezydenta RP Małgorzatę Kidawę-Błońską!



 Co też pan Cezary, w swoim żarliwym słowotoku wyjawił?
Odnotowałem trzy osobliwości:
- ujawnienie spisku Lewicy i Koalicji Polskiej z PiS-em przeciwko MKB
- dekonspirację niecnego zamiaru "kanibalizacji wielkomiejskiego elektoratu PO" przygotowywanego przez Szymona Hołownię
- nieformalne mianowanie kandydata Trzaskowskiego szefem "polskiej hanzy"* (sic!).


Osobiście cenię Rafała Trzaskowskiego. Jest znakomicie wykształconym i doświadczonym - na różnych stanowiskach decyzyjnych w Polsce i UE - politykiem. Zatem ma wszelkie kwalifikacje do piastowania najwyższego stanowiska w państwie. W 2014 byłem gorącym zwolennikiem przejęcia przez niego schedy po czmychającym do Brukseli Tusku. Niestety mali ludzie boją się mądrzejszych następców, więc namaszczona została zdiagnozowana idiotka Kopaczowa. 

Po przejęciu władzy przez PiS w 2015 powinien zostać przewodniczącym PO. Prowadząc mądrą politykę kadrową polegającą na pozbyciu się postsolidarnościowych aparatczyków i wprowadzeniu młodszych, pełnych energii działaczy z drugiego szeregu, mógł uchronić partię od powolnej degradacji. Jednak beton partyjny zadecydował inaczej. Wygrała "spółdzielnia" degenerata Schetyny.


W 2018 Schetyna - wystawiając Trzaskowskiego w wyborach prezydenckich w Warszawie - pozbył się z najbliższego otoczenia groźnego konkurenta. Oczywiście stanowisko włodarza stolicy to poważne wyzwanie, bo i władza potężna. Z boku i oddali trudno obiektywnie ocenić półtoraroczną działalność szefa metropolii. Tym bardziej, że docierają sprzeczne informacje czynione w atmosferze ostrej walki politycznej.

Wrześniowa iluminacja Schetyny zakończona "wyciągnięciem z kapelusza" Małgorzaty Kidawy-Błońskiej była rozpaczliwą próbą rozmycia odpowiedzialności za spodziewaną klęskę Platformy w wyborach parlamentarnych. I szerzej za całą sekwencję porażek w maratonie wyborczym AD' 18-20. Zaraz po nominacji pisałem, że MKB jest słabą kandydatką, ale kampania przerosła moją wyobraźnię. To była katastrofa!



                 Średnie poparcie od lutego do maja dla kandydatów Koalicji Obywatelskiej
                   wg Marcina Palade
                

Rafał Trzaskowski, na tle swojej poprzedniczki, prezentuje się o niebo lepiej, co wielkim osiągnięciem nie jest. Trudno powiedzieć jaką przyjmie strategię. Nie wiadomo też jak na wymianę kandydata zareaguje elektorat. Pierwsze sondaże są niewiarygodne - reakcja opinii publicznej obciążona jest kilkutygodniową inercją. 

Uważam, że stanowisko prezydenta RP jest skrojone na miarę Trzaskowskiego. Konstytucja RP nie daje zbyt wybujałych prerogatyw pierwszej osobie w państwie, sprowadzając jej rolę głównie do zadań reprezentacyjnych. Wykształcenie i doświadczenie dyplomatyczne kandydata PO, poparte perfekcyjną znajomością języków obcych, jest gwarancją swobodnego funkcjonowania na międzynarodowych salonach.  Nie będzie dochodziło do kompromitujących gaf jakie były udziałem poprzedników - Dudy; Komorowskiego i Kaczyńskiego. Zakończą się też obsceniczne obrazki hołdów składanych przez dygnitarzy świeckiego państwa papieżowi, hierarchom kościelnym i przedmiotom kultu religijnego w przykurczu dalekim od wyprostowanej postawy wolnego człowieka (przynajmniej w otoczeniu głowy państwa). Przeczesałem internet i znalazłem tylko jedno zdjęcie Rafała Trzaskowskiego w kościele. Za to reszta platformerskiej menażerii z ostentacyjną lubieżnością filmuje się podczas guślarskich sesji ku czci watykańskiego Mzimu.








Napisałem piękną laurkę i co z tego, skoro jest poważne "ale". Dla przybliżenia problemu posłużę się parafrazą z mistrza Majakowskiego: -
    
               Partia i Rafał - bliźnięta-bracia...
               Mówimy Rafał, a w domyśle - PO,
               mówimy Platfus, a w domyśle - Rafał.

Konstytucja w art.132 mówi, że "Prezydent Rzeczypospolitej nie może piastować żadnego innego urzędu ani pełnić żadnej funkcji publicznej, z wyjątkiem tych, które są związane ze sprawowanym urzędem". 
Takiego ustawowego zakazu nie mają prezydenci miast, ale niektórzy z własnej inicjatywy - na czas prezydentury - zrzekają się bądź zawieszają członkostwo w partiach politycznych. I to jest dobry kierunek, albowiem tym gestem podkreślają swoją suwerenność na stanowisku włodarza. Rafała Trzaskowskiego nie było stać na "odklejenie się" od szyldu PO, w oczach większości Polaków do cna skompromitowanej! Więcej, poszedł dokładnie w przeciwnym kierunku - w lutym br. przyjął stanowisko wiceprzewodniczącego Platformy. I tak oto tępe partyjniactwo konserwuje toksyczny układ rządzący Polską.

Paradoks wyborów prezydenckich w 2020 polega na tym, że przeciwnikiem Dudy w II turze będzie kandydat aktualnie niepopularnego skrzydła duopolu, bez szans na zwycięstwo. Natomiast kandydaci z zewnątrz, którzy mają realne możliwości pokonania urzędującego prezydenta pozostaną poza konkurencją.

Przekleństwo POPiS-u ciągnie się za Polakami jak smród...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

* Najpewniej Cezary Michalski miał na myśli niewiele znaczącą fundację p.t. Unia Metropolii Polskich, ale tam prezesem jest Tadeusz Truskolaski. Rafał Trzaskowski sprawuje obligatoryjnie, jako prezydent stolicy, dekoracyjną funkcję przewodniczącego Rady UMP.



sobota, 9 maja 2020

Na pewno BOJKOT?



MARCIN PALADE
/specjalista od geografii wyborczej/

Podsumowanie preferencji partyjnych w kwietniu 2020. Średnia po czterech pomiarach (zmiana od marca): 

PiS                       43,5% (-3)
KO                       20,5% (-5)
Lewica                  13,5% (+1)
KP                        13,0% (+3)
Konfederacja           7,5% (+2)

Średnia preferencji partyjnych a rozkład mandatów w Sejmie na koniec kwietnia 2020 (zmiana od wyborów 2019)

PiS                      234(-1)
KO                       93(-41)
KP                        55(+25)
Lewica                  54(+5)
Konfederacja         23(+12)
Mn. Niemiecka         1(bz)




No to bojkotujcie dalej, krzyż na drogę.

 POPiS spleciony w śmiertelnym uścisku wzajemnych zarzutów, pomówień, inwektyw - jest coraz bardziej oderwany od społeczeństwa. Niech się dalej dusi we własnym smrodzie, hołubiony przez bezmózgich fanatyków. Ale co ma do tego reszta opozycji?

 Władysław Kosiniak-Kamysz pierwszy zrozumiał, że "pospolite ruszenie" to prosta droga ku zatraceniu (chyba czytuje moje posty 😉). I teraz - tak on jako kandydat i jego Koalicja Polska - zbierają zasłużone profity. 

 Niezrzeszony Szymon Hołownia w roli świeżynki radzi sobie całkiem nieźle. Czas będzie jednak działał na jego niekorzyść.

 Lewica, po efektownych narodzinach "Wiosny", straciła pół roku 2019 w letargu na przedpokojach u Schetyny. I gdyby nie szef Ludowców to by nawet klubu parlamentarnego nie byli w stanie skompletować. Kandydat Robert Biedroń wyłoniony bardziej w drodze "łapanki" aniżeli z "chęci szczerej", spisuje się poniżej oczekiwań.

Krzysztof Bosak, muszę obiektywnie stwierdzić, jest bardzo dobrze przygotowany do swojej roli. Rzeczowy, spokojny, kulturalny, elokwentny. Aż strach pomyśleć co będzie, jak w ogniu polemiki "dorwie" panią Małgosię. Konfederacja będzie zdobywała nowych zwolenników, albowiem w związku ze spodziewanym kryzysem gospodarczym wystąpią napięcia społeczne. Masowe protesty, strajki to domena młodych. A młodzi (z wyjątkiem ruchów LGBT+ i anty-przemocowych) są w większości konserwatywni. To wynik 30-letniej indoktrynacji katolickiej prowadzonej w szkołach i mediach.

 Dzisiejszy świat jest zmysłowy. Przekaz informacji następuje głównie przy pomocy obrazów. Kto się nie pokazuje, nie walczy - ten nie istnieje i przegrywa. Idealnie odzwierciedlają to powyższe diagramy. Dlatego nie mogę pojąć logiki stwierdzenia, które lansuje M. Kidawa-Błońska: - "rząd szykuje pseudowybory korespondencyjne, nie można tej farsy legitymizować". Bojkot byłby sensowny, gdyby wybory prezydenckie miały ustalony próg frekwencyjny (na wzór referendum). Jaką korzyść odniesie opozycja z faktu, że kandydat Duda wygra w I turze z poparciem 80%, przy 30% frekwencji?

 Oczywiście należy wrzeszczeć na cały świat, że wybory z uwagi na pandemię nie mogą odbyć się w maju. Że ustawy zmieniające formę głosowania zostały przyjęte z pogwałceniem konstytucji i innych aktów prawnych. Że pozbawienie PKW kontroli nad wyborami jest skandalem. Że ustalona procedura głosowania będzie sprzyjała nadużyciom i fałszerstwom. A zaraz po elekcji obciążonej powyższymi wadami zasypać PKW i SN protestami. Jednak w wyborach trzeba uczestniczyć! 
Całe szczęście tego zdania są wszystkie komitety wyborcze, oprócz towarzystwa wzajemnej adoracji skupionego wokół Koalicji Obywatelskiej, zresztą z każdym dniem topniejącego. 

 Teraz los KO jest w rękach polityczno-publicystycznych bojkociarzy. A grono zebrało się liczne i zacne. O pismakach nie mówię, bo od dawna wiadomo kto dmie w tubę propagandową Platformersów. Ale za niektórych polityków to mi wstyd, że dali się wpuścić w taki prymitywny, kabotyński lobbing. I teraz będzie to wszystko trzeba na chybcika odkręcać.  Jeśli zbałamuceni  idiotycznymi apelami wyborcy okażą się niechętni do powrotu na ścieżkę racjonalnego myślenia, to KO czeka dalsza zapaść. Osiągnięty zostanie efekt odwrotny do zamierzonego. Mnie to oczywiście nie martwi. 
                          
                           POPiS RAUS!!!





sobota, 15 lutego 2020

FRANCISZKOWE BAŁAMUTY

Przeczytałem streszczenie posynodalnej adhortacji papieża Franciszka "Querida Amazonia", pióra Watykańczyka Alessandro Gisottiego*. 


Nadzieje postępowych katolików (o ile taką grupę można realnie wyodrębnić poza obiegowy oksymoron) na zniesienie celibatu i ustanowienie diakonatu kobiet okazały się płonne. Nawet lokalnie, na bezkresnych terenach Ameryki Południowej. Znawcy historii Kościoła kat., od początku nie mieli co do tego najmniejszych złudzeń.

Dokument zredagowany jest w ten sposób, że "pobożne życzenia" ludzi kościoła - zwane tam na przemian marzeniami: społecznymi; kulturowymi; ekologicznymi; kościelnymi - należy formułować i rozpowszechniać, jednakowoż bez szans na wprowadzenie w życie. Czyli nihil novi.
W adhortacji nie ma w ogóle bezpośredniego odniesienia do rewelacji, którymi w ostatnim czasie żyli wierni w Polsce, na Filipinach i w Ameryce Południowej, bo resztę świata to "guzik" obchodzi. Można znaleźć tylko aluzyjne wrzutki. I tak - zamiast wyświęcać doświadczonych, żonatych mężczyzn w miejscach deficytu księży "zawodowych", będzie uzupełniać się braki misjonarzami z innych regionów świata. Jak od setek lat. Rewolucyjne pomysły kapłaństwa kobiet zastąpiono łagodniejszymi formami nowych posług ludzi świeckich z naciskiem na rolę osób konsekrowanych. Napisane jest to bezpłciowym językiem. Ale rozumiem, że papieżowi leży na sercu aktywizacja dziewic konsekrowanych, przez Boya-Żeleńskiego zwanych konsystorskimi, czyli mówiąc po ludzku "z odzysku". Oczywiście jestem przekonany, że jakość dziewicy nie będzie miała negatywnego wpływu na życie wspólnoty, w której kobieta działa, albowiem zależy to tylko od wrażliwości, empatii i zdolności do poświeceń danej jednostki.
Kościół kat. jest skostniałą, ultrakonserwatywną organizacją, więc z definicji tego nie zauważa. Dzisiaj - dzięki naukowej argumentacji - mitologia dziewictwa straciła swoją moc przekonywania. "Czystość cielesną" (zalecaną cnotę chrześcijańską) osiągano kiedyś drogą nieludzkich wyrzeczeń, bądź szalbierskich praktyk. Współcześnie służy temu celowi antykoncepcja. 

Jest też w dokumencie zabawny passus dotyczący kobiet. Po sztampowych pochwałach płci pięknej Franciszek stwierdza, że pragnie uchronić kobiety przed klerykalizacją (sic). To ci łaskawca!
Od razu przypomniało mi się jak to prezydent Duda uwalniał wymiar sprawiedliwości od byłego szefa CBA - Mariusza Kamińskiego.


 Zaraz po wyborze kardynała Jorge Mario Bergoglio na papieża w 2013, Ewa Wójciak  - dyrektorka Teatru Ósmego Dnia w Poznaniu napisała na Facebooku: -

No i wybrali chuja, który donosił wojskowym na lewicujących księży.

Skomentowałem post na gorąco: -

Nie podoba mi się powyższe zdanie! Nie podoba mi się tylko ze względu na użycie wulgaryzmu, albowiem jest wielce prawdopodobne, że treść może być prawdziwa. Hierarchowie Kościoła kat. zawsze kolaborowali, kolaborują i będą kolaborować z miejscową władzą, jakiej proweniencji by ona nie była.

Poczekałbym również parę lat z oceną postawy Franciszka I jako "ubogiego dla ubogich". Kuria rzymska to "gniazdo szerszeni". Albo ukształtuje szefa na swoje podobieństwo, jak Jana Pawła II, albo zniszczy jak Jana Pawła I czy Benedykta XVI.


Wygląda na to, że - po 7 latach - modelowanie biskupa Rzymu przez aparatczyków Stolicy Apostolskiej zostaje uwieńczone sukcesem.
 


Adhortację Querida Amazonia kończy Franciszek modlitwą do Maryi, napisaną w duchu wykładu noblowskiego Olgi Tokarczuk: -

 Matko, spójrz na ubogich Amazonii, bo ich dom jest niszczony dla nędznych interesów. (…) Porusz czułość możnych, bo chociaż czujemy, że jest późno, wzywasz nas do ocalenia tego, co wciąż żyje.


W zasadzie tylko ta sentencja jest godna rozpowszechnienia. Resztę można schować w przepastnych archiwach watykańskich, obok tysięcy innych dokumentów, z których nic nie wynika.
Niechaj wierzący modlą się tymi słowy, a innowiercy i ateiści powtarzają antyfonę jako apel do ludzkości, a w szczególności do możnych tego świata o opamiętanie!!! 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*Alessandro Gisotti - Adhortacja Querida Amazonia, streszczenie
 https://www.vaticannews.va/pl/papiez/news/2020-02/adhortacja-querida-amazonia-streszczenie.html

poniedziałek, 11 listopada 2019

SENAT - "nasz" czy "ich"?



Od zarania III RP uważałem, że SENAT jest zbędnym organem władzy ustawodawczej. Po cóż dublować (za ciężkie miliony) kompetencje SEJMU? Lepiej część tych środków przeznaczyć na zatrudnienie wyższej klasy ekspertów i doradców, którzy byliby na usługach posłów. Praktyka uczy, że zatrważająca liczba projektów ustaw wychodzących z Parlamentu okazuje się bublami prawnymi.



     JAN HALLER - Król Aleksander Jagiellończyk w senacie. Statut Łaskiego


SENAT zwany jest historycznie izbą wyższą, a to dlatego, że w czasach I Rzeczpospolitej jego skład tworzyli biskupi katoliccy oraz, pochodzący z nominacji królewskiej, wyżsi urzędnicy państwowi. Współcześnie, trochę żartobliwie, nazywany izbą dumania. Ale najbliższe prawdy jest logo <Senat - travel>. Otóż izba wyższa ma wiele kompetencji, ale praktycznie ogranicza się do zatwierdzania ustaw uchwalonych przez Sejm. Rzadziej, bo kadencje są długie, akceptuje wybór prezesów i rzeczników organów rządowych i państwowych (jest ich raptem sześć) oraz raz do roku przyjmuje bądź odrzuca ich sprawozdanie. Jak widać stu wybrańców narodu nie przepracowuje się zbytnio. Tradycyjnie Senat sprawuje pieczę nad Polonią. I tę robotę senatorowie wręcz uwielbiają. Łączyli się z Polonusami w Omanie; Birmie; Mauretanii; Nowej Zelandii... Wtajemniczeni twierdzą, że nie odwiedzili tylko Antarktydy, ale gdy POPiS dalej będzie miał większość w Parlamencie to i ten kontynent zostanie zdobyty. Oczywiście wszystko na koszt podatnika.

Senat reaktywowano bezmyślnie w 1989 na zasadzie tępej kontry do tego co było, bądź czego nie było w PRL-u. Potem usankcjonowano jego istnienie w Konstytucji RP. I zaraz odezwały się głosy krytyki. Obietnice likwidacji tego zbędnego organu składali w przedwyborczych deklaracjach m.in. Leszek Miller i Donald Tusk. Oczywiście była to czysta hipokryzja. Przecież ci oszuści polityczni dobrze wiedzieli, że jest to idealne miejsce na "zainstalowanie" popleczników ze swoich "spółdzielni", a co za tym idzie ich matek, żon, kochanek i dzieci.

Tyle z historii - przejdźmy do współczesności.

Zdemolowane państwo - tak wygląda Polska po 14 latach rządów POPiS-u! Platforma dokonywała tego w białych rękawiczkach. PiS - mając większość w Parlamencie i dyspozycyjnego prezydenta - na rympał.
Nie mam zamiaru rozwijać tematu, ponieważ robiłem to już 100-razy.

W przeddzień inauguracyjnej sesji Senatu X kadencji rozkład sił jest następujący; -

48 senatorów PiS
43 .............. KOPO
  3 .............. PSL KP
  2 .............. SLD Lewica
  4 .............. Niezależnych

Idealny remis 48:48 jeżeli chodzi o elektów desygnowanych przez partie. Zatem "języczkiem u wagi" będą Niezależni: -

Lidia Staroń - renegatka z PO, obecnie zwolenniczka PiS-u.
Vadim Tyszkiewicz - .Nowoczesna - opozycja.
Stanisław Gawłowski - PO - opozycja(?).
Krzysztof Kwiatkowski - PO - opozycja(?).   

Opozycja ma przewagę najmniejszą z możliwych 51:49. Zakładam, że kłusownictwo polityczne PiS-owi się nie powiodło, frekwencja na inauguracyjnym posiedzeniu będzie 100%, w związku z czym uda się powołać opozycyjnego marszałka, chociaż głowy nie daję. 
Ale co dalej?

Każde głosowanie to będzie walka wymagająca żelaznej dyscypliny. Członkowie PiS wydają się bardziej subordynowani. Na Gawłowskim i Kwiatkowskim ciążą poważne zarzuty korupcyjne. Bardzo źle się z tym czuję, chociaż prawnie wszystko jest w porządku. Ale gdzie podziała się etyka poselska? Standardy rodem z autorytarnych republik bananowych. Będą oni bez przerwy naciskani (szantażowani). Z jednej strony przez emisariuszy z PiS, a z drugiej przez Ziobrową prokuraturę. Czy takie "grilowanie" na dłuższą metę wytrzymają? Raczej wątpię.

Przeglądając listę senatorów z KO widzę jeszcze kilka niepewnych nazwisk.

Najpierw jednak uwaga ogólna.
Menażeria wystawiona przez Schetynę na listach wyborczych do Parlamentu, wśród której (z lekkim przymrużeniem oka) więcej było renegatów z Lewicy i PiS-u niż platformerskich autochtonów, utwierdza mnie w przekonaniu, że dobór nazwisk miał służyć rozmyciu odpowiedzialności przewodniczącego, w obliczu spodziewanej porażki, a jednocześnie zdobyciu popleczników spośród ludzi z zewnątrz. (Podobnie wbrew logice, "od Sasa do Lasa", tworzył Koalicję Europejską). I to się teraz potwierdza. Proszę zwrócić uwagę, że członkowie PO - Mucha; Budka; Sikorski; Zdrojewski, prawie otwartym tekstem mówią o konieczności zdymisjonowania Schetyny, natomiast renegaci - Borowski; Miller; Piekarska oraz "chrupki" Lubnauer; Nowacka, bronią go jak niepodległości. 

I teraz wrócę do kruchej większości w Senacie. Grzechu w tej asekuracyjnej malignie zatracił zdolność strategicznego myślenia. Nie przewidział, że o przewadze w głosowaniach może decydować jeden głos. Wystawił Barbarę Borys-Damięcką, znakomitą reżyserkę i producentkę telewizyjną. Rzecz w tym, że ukończyła ona właśnie 82 lata, jest schorowana i ma kłopoty z chodzeniem. Wszedłem na stronę Senatu - zakładka <głosowanie na posiedzeniach>. W mijającej kadencji odbyło się 85 posiedzeń. Pani Barbara nie uczestniczyła w 37 w ogóle, a w 39 tylko częściowo. Przecież nie z lenistwa, tylko z uwagi na stan zdrowia. Co zaskakujące, bo nie umiem tego wytłumaczyć, nawet uczestnicząc w całej sesji bardzo często nie głosowała. I teraz co - Platforma będzie przywoziła ją do izby dumania karetką? Przecież to jest skrajnie nieodpowiedzialne, a przede wszystkim nieludzkie! 
W warszawskim okręgu nr. 43 - Barbara Borys-Damięcka uzyskała 157 tys. głosów; kandydat PiS Lech Jaworski 81 tys., a Monika Jaruzelska 58 tys. Gdyby nawet połowie wyborców pani Barbary przeszkadzało nazwisko "Jaruzelska", to by przecież gremialnie na Jaworskiego nie zagłosowali. Zatem Monika Jaruzelska spokojnie uzyskałaby mandat. 
A ileż to Schetyna nagardłował się o "pakcie senackim".

Każde głosowanie w Senacie będzie wymagało maksymalnej mobilizacji. To najlepszy test na dojrzałość i odpowiedzialność senatorów. Skończyły się czasy, gdy ludzie marszałka biegali po pokojach hotelowych i restauracji w poszukiwaniu quorum.

w warszawskim okręgu nr 43

Czytaj więcej na https://www.rmf24.pl/raporty/raport-wybory-parlamentarne-2019-fakty/najnowsze/news-warszawa-w-wyborach-do-senatu-wszystkie-mandaty-dla-opozycji,nId,3277969#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox



sobota, 7 września 2019

MAŁGORZATA KIDAWA-BŁOŃSKA - surrealistyczna kandydatka na premiera



Gdyby w maju, po klęsce autorskiego tworu pt. Koalicja Europejska, Schetyna podał się do dymisji (co jest standardem w zachodnich demokracjach), może miałoby to jakiś sens. Niestety, trzy kolejne miesiące zostały zmarnowane na - hucznie zapowiadaną - budowę Koalicji Obywatelskiej. Czym się zakończy ta pierestrojka opozycji przewidziałem już podczas tworzenia poprzedniczki (KE).

Na początku września, kiedy to przewodniczący PO doznał iluminacji ("nie wiem, jak mogliśmy na to wcześniej nie wpaść"), Małgorzatę Kidawę-Błońską kojarzyło 20-25% wyborców. W ciągu pięciu tygodni nie da się przekonać i zapisać w głowach szerokiego elektoratu koncyliacyjnych przymiotów kandydatki, jeśli nawet ma ona znamienitych przodków i do tego bliźniaczy awatar z Sofią Loren!




Rzut oka na afisz. "Blisko ludzi"... hmm. Jeden miesiąc na 12 lat funkcjonowania Platformy Obywatelskiej na szczytach władzy, a później w opozycji. Proporcja nie powala!... Niektórzy (bo pamięć suwerena jest krótka) mają jeszcze w głowach kretyńską metaforę Tuska o "ciepłej wodzie w kranie" i wtórujący mu bezrefleksyjny niby-dowcip: - „jak ktoś ma wizję, to powinien iść do lekarza” - specjalisty od gaf i nietaktów Komorowskiego, wówczas występującego w roli prezydenta wszystkich (sic!) Polaków. Panowie uważali, że jak społeczeństwo ma dostęp do podstawowych zdobyczy cywilizacyjnych, które na Zachodzie były nowinkami 100 lat wcześniej, a dodatkowo wolność słowa i parę innych (oprócz spędzania poczęcin), to powinno dozgonnie hołubić władzę. Pracować pilnie na "śmieciówkach" bez ochrony - zdemolowanego przez lobby ustawodawcze - kodeksu pracy. Dzieci karmić zupą szczawiową i poić kompotem z mirabelek. Żyć ascetycznie - wszak nasza ojczyzna jest ciurkiem na dorobku. Głosować, jak przywódca plemienia rozkaże. Nie interesować się szemranym przepływem kapitału pomiędzy władzą, oligarchią i hierarchią kościelną. Bo to nie jest zajęcie dla motłochu. Pogarda dla szarego człowieka spoza sitwy sięgnęła zenitu.

Małgorzata Kidawa-Błońska oczywiście premierem nie zostanie z prostego powodu - PiS uzyska w wyborach samodzielną większość. Niestety... Ale gdyby jakimś dziwnym wygibasem losu przyszło obecnej opozycji tworzyć koalicję rządową pod wodzą pani Małgosi, to - po zakończeniu misji - dołączyłaby ona do pocztu swoich niesławnych poprzedniczek, albowiem nie posiada wystarczających kwalifikacji do sprawowania tego urzędu. 

Grzegorz Schetyna czuje nieuchronnie nadchodzącą śmierć polityczną. Na gwałt
szuka alibi, aby rozmyć odpowiedzialność. Właśnie znalazł "kozła ofiarnego".

wtorek, 3 września 2019

ILUZJA czy ILUMINACJA?


Zahipnotyzowana inteligencja polska pozostaje zanurzona w ektoplazmie ułudy. 
W adiabatycznych bańkach fanatyzm tężeje!

Wylękniony racjonalista czuje się w chimerycznym świecie zaklęć i miraży nieswojo.

Nie lepiej będzie dla Polski i jej obywateli zostawić POPiS fanatykom, a samemu poszukać trzeciej drogi? Cztery lata wstecz Mniejsze Zło zabraniało takich wycieczek z uwagi na widmo zmarnowanych głosów... ble, ble, ble. I co się okazało? Mniejsze... się zdegenerowało, a cztery lata życia diabli wzięli!


Konkurencja dla skompromitowanego duopolu istnieje. Postępowy wyznawca egalitaryzmu może głosować na "Razem" lub "Wiosnę". Janopopawlony konserwatysta na oczyszczone z narodowców resztki "Kukiz15". Sondaże pokazują, że tak LEWICA, jak i Koalicja Polska próg wyborczy przekroczą.
"Wyciągnięcie z kapelusza" Małgorzaty Kidawy-Błońskiej nie wpłynie na zwiększenie poparcia dla KO, ponieważ wiarygodność PO już dawno spadła poniżej przyzwoitej normy. Tolerowany horyzont kłamstw, szalbierstw, manipulacji został osiągnięty. Teraz nastąpi monotoniczny spadek poparcia dla partii kierowanej przez obecną, zdegenerowaną "konstelację" kadrową.





 Grzegorz Schetyna o tym, że PO przegra wybory do parlamentu krajowego, upewnił się zaraz po sromotnej porażce Koalicji Europejskiej w maju 2019. Zamiast podać się do dymisji, zgodnie z demokratycznymi standardami, zmarnował trzy kolejne miesiące na hucznie zapowiadaną budowę Koalicji Obywatelskiej. Czym się zakończy ta pierestrojka opozycji przestrzegałem zaraz po odlotowym pomyśle tworzenia anty-PiS-owskiego "pospolitego ruszenia". Ograniczyła się ona do nerwowych pląsów personalnych bez ogłaszania konkretów programowych. Każda następna decyzja była głupsza od poprzedniej. W konsekwencji powstała koalicja PO z... PO. Jak nie udało się wykiwać i wmanewrować w koalicję konkretnych ugrupowań to ofiarą padła ugodowa Kidawa-Błońska.  Teraz Grzechu szuka na gwałt alibi, aby po przegranych wyborach rozmyć odpowiedzialność. Próbuje usilnie walczyć "o życie" polityczne, ale już wiadomo, że to są przedśmiertne drgawki. Najdalej w styczniu 2020 straci przywództwo!

Głosuj na LEWICĘ! Nowoczesną, progresywną, świecką formację! 
POPiS OUT!!!