Odpowiadam od razu na tytułowe pytanie: - dla mnie w tej chwili kluczowa jest masowość protestu, bo działa trzeźwiąco na rozbuchane zapędy decydentów. Liczba uczestników jest ważniejsza od treści podnoszonych haseł, które niekoniecznie są zgodne z przekonaniami wszystkich demonstrantów. I to działa. Po pierwszych, wielotysięcznych manifestacjach 12 i 19 grudnia 2015, rząd PiSowski został zmuszony do opublikowania werdyktu Trybunału Konstytucyjnego, czego wcześniej nie miał zamiaru uczynić. Należy schować animozje na rzecz pryncypiów - taka powinna być kolej rzeczy.
Fot. Joanna Mrówka
Prekariusze - kategoria społeczna charakterystyczna dla współczesnego kapitalizmu - oraz bezrobotni i bezdomni, na manifestacje KOD-u raczej nie chodzą. Nie uczestniczą również w wyborach. I to jest dramat. Ale w powstaniu, które kiedyś wybuchnie, wezmą udział na pewno! Podziały społeczne wywołane przez polaryzację poglądów elit politycznych, ostatnio przekształcone w otwartą wojnę, są tak głębokie, że chyba nie uda się ich rozwiązać w gabinetach. Obym był złym prorokiem ...
Konstytucja
normuje zasady ustrojowe państwa. Opracowywana jest przez szerokie
spektrum polityków i ekspertów różnych opcji, z myślą o funkcjonowaniu
przez wiele lat. Obecnie obowiązująca Konstytucja RP, przyjęta przez
Polaków w drodze referendum w 1997, tworzona była kilka lat przez ludzi
zdolnych do porozumienia ponad podziałami. Dzisiaj takich nie ma. I nie
ma "klimatu" do zmian w konstytucji, ponieważ scena polityczna
zdominowana jest przez prawicę najgorszego sortu - narodowo-katolicką.
Nie twierdzę, że obowiązująca ustawa zasadnicza jest idealna, ale z
nowelizacją musimy poczekać na "lepsze czasy".
Psucie państwa rozpoczęło się za rządów AWS-u, czyli praktycznie natychmiast po wejściu w życie obowiązującej dzisiaj Konstytucji RP. SLD miał też w tym swój udział. Od 10 lat ten destrukcyjny proces kontynuuje nadpartia POPiS - dziwoląg składający się z dwóch organizmów politycznych żyjący w mutualizmie.
Psucie państwa rozpoczęło się za rządów AWS-u, czyli praktycznie natychmiast po wejściu w życie obowiązującej dzisiaj Konstytucji RP. SLD miał też w tym swój udział. Od 10 lat ten destrukcyjny proces kontynuuje nadpartia POPiS - dziwoląg składający się z dwóch organizmów politycznych żyjący w mutualizmie.
PO
skupia neoliberalnych cwaniaczków działających na obstalunek "tłustych
misiów", czyli rodzimej oligarchii. Jest to formacja ludzi bogatych oraz
aspirujących do tego gremium - raczej chciejstwem, niż realnymi
podstawami - niektórych członków klasy średniej. Rządzący przez 8 lat
platformersi pamiętali corocznie o wielomilionowej daninie z budżetu na
rzecz watykańskiej mafii, a zapomnieli o milionach wykluczonych
współobywateli. Abstrahując od ewidentnego łamania prawa, działanie
takie było o tyle kuriozalne, że Kościół kat. od 2005 popiera PiS, więc
żadnych wymiernych korzyści partii nie przynosiło. PO przez lata psuła
państwo w sposób pełzający, a więc dla ogółu sympatyków niezauważalny.
PiS
to Jarosław Kaczyński - ideolog i strateg. Bezduszny, cyniczny satrapa,
traktujący swoich zwolenników przedmiotowo, a resztę społeczeństwa jako
"komunistów i złodziei", czyli zbędny motłoch. Słabo zorientowany w
sprawach gospodarczych. Dla niego polityka to nieustająca gra, walka.
Propagandą populizmu i demagogii potrafi kształtować nastroje społeczne.
W sposób bezprecedensowy zantagonizował Polaków. Wykorzystał
gigantyczną, wręcz samo-unicestwiającą arogancję poprzedników. Zwyciężył
i to w wymiarze chyba przekraczającym swoje oczekiwania. Zachłysnął się
samodzielną władzą i ten błąd doprowadzi go do upadku. Powołanie KOMITETU OBRONY DEMOKRACJI uważałem za inicjatywę oddolną, spontaniczną. Na stronach KOD-u apelowałem aby organizatorzy wystrzegali się transparentów z logo partii politycznych. Nie zapraszali na trybunę prominentnych polityków, ponieważ jest to niestosowne. Miałem na myśli dygnitarzy PO; PSL, a także SLD, bo to oni swoją aspołeczną polityką zniechęcili elektorat. Jest wręcz niemoralne (choć to norma obca politykom), aby prominenci PO, którzy wybrukowali PiS-owi drogę do samodzielnego rządzenia, w kilka miesięcy po przegranych z kretesem wyborach, występowali bezczelnie na trybunach w aureoli obrońców demokracji. Oczywiście wszyscy mają prawo, a nawet obowiązek manifestować przeciwko łamaniu demokratycznych standardów. Nawet winowajcy. Jednak organizatorzy powinni stać na straży apolityczności. Grupy partyjne mogą występować pod swoim sztandarem (bo nie sposób im tego zabronić), ale w tłumie, ramię w ramię z resztą demonstrantów. Przecież w manifestacjach biorą udział nie tylko apologeci tuskizmu, ale również zdeklarowani przeciwnicy kaczyzmu, którzy jednocześnie nie chcą powrotu do władzy PO. Jestem przekonany, że demonstrują również wyborcy, którzy oddali swój głos (z różnych przyczyn) na PiS, a teraz zmienili zdanie.
Tak rozumiałem przesłanie manifestacji organizowanych przez KOD.
Niestety, od początku politycy starają się zawłaszczyć oddolny ruch obywatelski dla swoich partykularnych interesów.
Na pierwszym wiecu pod krakowskim Ratuszem (19.12.2015) perorował Bogdan Klich - minister obrony narodowej w latach 2007-11. Człowiek, który tolerował łamanie procedur w lotnictwie wojskowym. Piloci specpułku wykonywali loty bez ważnych uprawnień i certyfikatów. To m.in. za sprawą katastrofy smoleńskiej Jarosław Kaczyński i jego partia odzyskali władzę. Adam Szejnfeld na demonstracji w Poznaniu powoływał się na Kartę Praw Podstawowych. A to PO przez dwie kadencje miała problemy z ratyfikacją części społecznej KPP. Szejnfeld w ubiegłej kadencji był twarzą poselskich projektów demolujących Kodeks Pracy, co spowodowało pogłębienie nierówności społecznych. I ten hipokryta śmie występować z tekstem o KPP!
Podobnych wystąpień podczas manifestacji KOD-u w minionych miesiącach było znacznie więcej.
Ubolewam, że do protestów nie przyłączają się - poza częścią Zjednoczonej Lewicy pod wodzą Barbary Nowackiej - inne ugrupowania lewicowe. Chodzi mi głównie o absencję RAZEM i Ruchu Sprawiedliwości Społecznej Piotra Ikonowicza. Rozumiem, a nawet podzielam ich niechęć do PO czy systemowego SLD. Przecież gołym okiem widać sprzeczności pomiędzy dzisiejszymi postulatami głoszonymi z trybuny, a praktykami podczas sprawowania władzy. Ale demonstrowanie przywiązania do ideałów rewolucji francuskiej, pod oświeceniowym hasłem "wolność, równość, braterstwo", obok zdegenerowanych politykierów partii - z woli wyborców - słusznie odsuniętych od władzy, nie oznacza utraty tożsamości! Cóż, oni na szczytach władzy zagubili gdzieś "równość i braterstwo". Warto o tym przypominać. Może następców dopadnie refleksja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz