Artykuł opublikowany 15.06.2014
Wieszczę
koniec DONALDA TUSKA na stanowisku premiera, a w dalszej perspektywie również w polskiej polityce, bez satysfakcji. Oznacza to
dla Polski nowe problemy w objętej kryzysem Europie. Ale nie może być
tak, że rząd zaczyna urzędowanie od studiowania słupków poparcia, a
decyzje podejmuje w rytm sondażowych prognoz. W dni parzyste
propagandowo "nie klęka przed biskupami", a tak naprawdę ciurkiem
spełnia posłusznie wszystkie fanaberie hierarchów Kościoła kat.. Głównym
zajęciem premiera i jego otoczenia jest poszukiwanie sposobu, jak
przetrwać od wyborów do wyborów z możliwie najmniejszym uszczerbkiem na
wizerunku. A państwo dryfuje.
Nie
zagłębiając się w treść informacji (bo na razie są to jakieś nędzne
szczątki) widać, że tym razem trudno będzie Donaldowi Tuskowi wyłgać się
dymisją jednego, czy drugiego ministra. Przecież wiadomo, że szef MSW
nie poszedł z własnej inicjatywy do prezesa NBP załatwiać środki na
zmniejszenie dziury budżetowej.
Następna
sprawa to dlaczego najwyżsi urzędnicy państwowi przeprowadzają służbowe
rozmowy w knajpie? Czyżby w URM czy NBP brakowało gabinetów? A może
chodziło o zachowanie faktu spotkania w tajemnicy przed
współpracownikami? Ale wówczas rodzi się kolejne pytanie - czy
członkowie rządu nie są uwikłani w nieformalne zależności od jakiegoś
lobby zewnętrznego? Nie chcę puszczać wodzy fantazji, bo nie mam żadnych
dowodów, ale może jesteśmy bardziej podobni do Ukrainy - jeśli chodzi o
patologiczny sposób sprawowania władzy - niż nam się to wydaje. Tam
prezydent, premier i ministrowie są figurantami w rękach oligarchów.
Najważniejszą
teraz rzeczą jest, jak z tej sytuacji wyjść, ponosząc najmniejsze
koszty społeczne. Myślę o przyszłości. Jeśli Donald Tusk rzeczywiście
troszczy się o losy Polski, jak o tym na każdym kroku zapewnia, to
powinien podać się do dymisji. Uchroniłoby to kraj przed wielomiesięczną
wojną parlamentarną i medialną, głównie wyniszczającą PO.
Przedterminowe wybory, które pogrążyłyby kraj w chaosie politycznym
raczej nie wchodzą w grę, bo do tego potrzeba opozycji 2/3 głosów.
Na
ironię zakrawa fakt, że genezą niefortunnego spotkania Bartłomieja
Sienkiewicza z Markiem Belką była chęć osłabienia PiS-u. Przez
niefrasobliwość i brak profesjonalizmu osiągnięto efekt dokładnie
odwrotny. Jesienne wybory samorządowe wygra partia Kaczyńskiego. To
bardzo niedobrze, bo umocni się w terenie. Ale do wyborów
parlamentarnych jest jeszcze trochę czasu. Może skłócona lewica zwęszy
swoją szansę, zakopie personalne animozje i w koalicji powalczy o dobry
wynik? Może społeczeństwo chociaż trochę dojrzeje i uwierzy w siłę karty
do głosowania?
PREMIERZE DONALDZIE TUSKU - ave, bądź pozdrowiony!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz