Kiedy
ministra Joanna Mucha po objęciu stanowiska co i raz dawała dowody
swego dyletantyzmu w dziedzinie sportu, nie robiłem z tego problemu. W
końcu szef resortu powinien być przede wszystkim dobrym gospodarzem i tu
wykształcenie pani Joanny (dr ekonomii) dawało nadzieję, że sprosta
powierzonym zadaniom. Jednak im dalej, tym gorzej. Ostatnie pomysły
ministry są w swoim infantylizmie kompromitujące. Trzeba być dziecięco
naiwnym aby sądzić, że Prawo i Sprawiedliwość zatraci zdolność
miesiączkowania. Bo jak tu zapłodnić umysł prezesa Jarosława, gdy jego
ćakry dawno już zostały zalane tępą nienawiścią. Z drugiej strony trudno
wymagać od Rosjan aby zrezygnowali z hotelu, który wiele miesięcy
wcześniej zarezerwowali. Jest to chyba logistycznie niemożliwe, a poza
tym - niby z jakiej racji mają ustępować spienionym oszołomom?
W tym miejscu muszę powiedzieć dwa słowa o drugim gabinecie premiera Donalda Tuska. Personalnie jest on słabszy od pierwszego. Zadziałało chyba prawo Greshama - Kopernika, które mówi o wypieraniu pieniądza lepszego przez gorszy. Jest to co prawda formuła ekonomiczna, ale od lat stosuję ją w innych dziedzinach życia i dobrze mi się sprawdza. Przeanalizuję zmiany w dwóch resortach.
Ministra sprawiedliwości - Krzysztofa Kwiatkowskiego prawnika i zdolnego polityka, którego chwaliła nawet merytoryczna opozycja, zastąpił konfesyjny Jarosław Gowin. Filozof z bożej łaski - oko i ucho kardynała Dziwisza. Prace nad ustawami o in vitro i inne, dotyczące bioetyki zostaną zahamowane lub storpedowane ze względów doktrynalnych.
Ministra sportu i turystyki - bezpartyjnego Adama Giersza, człowieka przez całe życie związanego ze sportem, zastąpiła gwiazda korytarzy sejmowych Joanna Mucha. Rozumiem premiera Tuska. Ja też lubię pracować z pięknymi kobietami. Ale na Boga dlaczego "rzucił" ją "na" resort sportu, kilka miesięcy przed najważniejszą i największą imprezą sportową w dziejach Polski? Znacznie bardziej roztropny był "wczesny" Pawlak, który w 1993r. - za urodę - nagrodził synekurą rzecznika prasowego rządu "misskę" - Ewę Wachowicz. Trzeba było iść w tym kierunku. Przy dzisiejszej kondycji moralnej polskiej klasy politycznej (od lewa do prawa), rzecznik prasowy jest zbędny, ponieważ po posiedzeniach rządu (ew. komisji sejmowych) wszystkie informacje - łącznie z tymi "ściśle tajnymi specjalnego przeznaczenia" - przeciekają natychmiast do mediów. A więc stanowisko to jest czysto dekoracyjne, w sam raz dla osoby, która koniecznie musi zostać ministrem. Premier Donald Tusk powinien zdecydowanie ograniczyć kontakt ministry Muchy z mediami, szczególnie w kwestiach wykraczających poza właściwości MSiT (mam na myśli miejsce zakwaterowania ekip przyjezdnych oraz trasy pochodów i ubiór kibiców).
Chcę powiedzieć, że nie jestem przeciwnikiem Joanny Muchy. Przeciwnie - uważam ją za jedną z najlepiej wykształconych członków ekipy PO. Zwracam tylko uwagę, że rządzenia nie można uczyć się na ministerialnym stanowisku. Trzeba jednak "zaliczyć" ogniwa pośrednie. Jestem pewny, że za dwa, trzy lata Joanna Mucha zdobędzie kwalifikacje do zajmowania najwyższych urzędów państwowych. Wpadki zdarzają się zawsze bo to ludzka rzecz (vide casus B. Obamy), ale należy je minimalizować - tego wymaga powaga państwa!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Jestem piękna!!!
- Prawda. Ale to warunek niekonieczny i niewystarczający do objęcia teki ministerialnej...
Fot. Iwona Burdzanowska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz