DONALD TUSK - THE END cd...
Artykuł opublikowany 19.06.2014
W niedzielę 15 czerwca w tekście:
"DONALD TUSK - THE END" z dn. 15.06.2014.
wyraziłem
opinię o funkcjonowaniu rządu Donalda Tuska, na podstawie zajawek
mającego się dopiero ukazać we "Wprost" artykułu "Afera podsłuchowa".
Rzeczony artykuł przeczytałem, ale - po tym co się wydarzyło w środę
(18.06.) w redakcji "Wprost" - nie za bardzo chce mi się komentować,
bowiem sprawa nabrała nadzwyczajnej dynamiki i w tej sytuacji treść
materiałów podsłuchowych schodzi na plan dalszy. Ale skoro powiedziałem
"a", to muszę chociaż w paru zdaniach, odnieść się do relacji z
"Wprost".
Artykuł
zawiera spisane z podsłuchu rozmowy dwóch tercetów polityków, które
odbyły się w różnych terminach. Pierwsze spotkanie miało miejsce w lipcu
2013 i brali w nim udział: Belka; Cytrycki; Sienkiewicz. Drugie w lutym
2014 w składzie: Nowak; Parafianowicz; Zawadka.
Zacznę
od końca, bo sprawa Nowaka wydaje się prosta. Dotyczy zablokowania
kontroli skarbowej w firmie żony Nowaka. Klasyczne kumoterstwo i
prywata. Zwrócę tylko uwagę, że na poniedziałkowej konferencji prasowej
prowadzonej w konwencji "Polacy nic się nie stało" (od razu widać duszę
kibica u prowadzącego), premier Tusk zaznaczał, iż działo się to po
dymisji obydwóch ministrów. To prawda, tyle, że jak twierdzi
Parafianowicz, system w UKS "już bardzo dawno" wykrył nieprawidłowości w
zeznaniach podatkowych Moniki Nowak i on to zablokował. Nic dziwnego,
skoro gabinet stomatologiczny od lat wykazywał "potężne straty". No
chyba, że urocza pani Monika specjalizuje się w wyrywaniu zgniłków na
"kasę chorych".
Rozmowa pomiędzy prezesem NBP i szefem MSW jest wielowątkowa, ale koncentruje się na dwóch tematach:
- nowelizacji ustawy o NBP, która wzmocni pozycję prezesa wobec Rady Polityki Pieniężnej
- dymisji ministra Jacka Vincenta Rostowskiego.
Rzeczywiście
odniosłem wrażenie, że jest to rozmowa ludzi zatroskanych o sprawy
kraju. Nie padają tam żadne informacje, które wystawiałyby na szwank
bezpieczeństwo państwa, czy też łamały Konstytucję RP. Nie oznacza to
jednak, że nic się nie stało. Otóż nagrania pokazują gigantyczną
ignorancję polityków i służb specjalnych podległych premierowi. Jakąż
mamy pewność, że inny tandem ze sfer rządowych - będąc przekonanym, że
rozmawia w cztery oczy - nie ujawnił niechcący dostępnej mu tajemnicy
państwowej lub służbowej.
Polski
establishment kompletnie nie ma respektu dla współczesnych technologii
informatycznych. Ludzie ci są przeświadczeni, że podsłuchy to nadal
technika kosmiczna, dostępna tylko służbom rządowym. Nie robią na nich
wrażenia komunikaty o włamaniach hakerów na strony Pentagonu i.t.p.. Nie
wyciągają wniosków z afer WikiLeaks i Snowdena. Elektronika rozwija się
błyskawicznie. Jest duża konkurencja na rynku, co powoduje znaczne
obniżenie cen "zabawek" służących m.in. do inwigilacji. Stają się one
powszechnie dostępne.
Gdyby
Donald Tusk - zdając sobie sprawę z powagi sytuacji - w poniedziałek
(16.06.) podał się do dymisji, PO zapłaciłaby najmniejszą cenę za
wywołany kryzys. Przez błyskawicznie spełnienie oczekiwań opozycji,
wytrąciłby jej z ręki sztandarowy argument w krucjacie osłabiania
koalicji. Byłby to dowód dojrzałości politycznej premiera, klasyczny
skok do przodu. Co by się stało dalej? Dymisja premiera oznacza
automatycznie dymisję rządu. Sejm wybiera nowego kandydata na premiera.
Zostaje nim prawdopodobnie człowiek PO, bo ona ma większość. Prezydent
natychmiast desygnuje przedstawionego kandydata na stanowisko premiera i
powierza mu misję stworzenia rządu. Nowy premier proponuje skład Rady
Ministrów (mogą to być nominalnie ci sami ludzie). Prezydent zaprzysięga
nową Radę Ministrów, a ta zwraca się do Sejmu o wotum zaufania. Tu
mogłyby być pewne problemy, gdyż do tego potrzeba bezwzględnej
większości głosów, a koalicja takiej nie ma. Ale z deklaracji SLD i
Twojego Ruchu wynika, że nie będą paktować z PiS-em, zatem wotum zaufania
rząd by najprawdopodobniej uzyskał. Gwoli ścisłości należy zaznaczyć,
że po dymisji rządu, koalicja może się rozlecieć. W tej sytuacji
pozostaje rozpisać przedterminowe wybory.
Niestety
Donald Tusk postanowił iść w zaparte, najwyraźniej hołdując zasadzie
"po mnie choćby potop". Przykre, tym bardziej, że zaczął walić na oślep,
popełniając kardynalne błędy. Pozostawił na stanowisku ministra spraw
wewnętrznych, powierzając mu ostatnią misję ujawnienia podsłuchujów (to
taki najświeższy neologizm). Kuriozalne pociągnięcie. Jak może strona
uwikłana w konfliktowe zdarzenie, brać udział w jego obiektywnym
wyjaśnianiu, w roli innej niż świadka? Łamie to standardy elementarnej
sprawiedliwości w demokracji. Osobiście żal mi Bartłomieja Sienkiewicza.
Sam siebie nazywa trupem politycznym. A był, nawet w ocenie opozycji,
jednym z najlepszych urzędników. Lojalny wobec szefa, dlatego ten wysłał
go na sondażową rozmowę z prezesem NBP (bo przecież w to, że premier o
spotkaniu nic nie wiedział nawet przedszkolak nie uwierzy).
Nastała
feralna środa (18.06.) i wizyta prokuratorów pod ochroną
funkcjonariuszy ABW w redakcji "Wprost". Przepychanki, jakie miały tam
miejsce zostały odnotowane nawet w zachodniej prasie. A wystarczyło
wezwać do prokuratury przedstawiciela redakcji w towarzystwie adwokata.
Wyjaśnić, że przejęcie przez prokuraturę materiałów, nie jest
równoznaczne z zakazem ich publikacji, gdyż nie są one dowodem w
sprawie. Uzgodnić termin przekazania, spisać notatkę i tyle. Tym
bardziej, że tzw. "taśmy", to nie są autentyki, ponieważ ich treść
została przekazana redakcji przez internet. Wszyscy posługują się zatem
kopiami. Ja rozumiem, że rząd jest w skrajnej sytuacji, praktycznie
sparaliżowany, ponieważ ministrowie nic innego nie robią, tylko szukają w
pamięci kto z kim, kiedy i o czym rozmawiał. Cóż, mleko się wylało. Z
nerwowych, emocjonalnych działań nic dobrego nie wyniknie.
Premier
uważa 38 milionowy naród, którym przyszło mu rządzić za bandę idiotów.
albo - jak to pieszczotliwie nazwał inny post-solidaruch - "ciemny lud".
Próbuje brak profesjonalizmu podległych sobie służb i niefrasobliwość
urzędników państwowych, przykryć energicznym śledztwem prowadzącym do
wykrycia sprawców podsłuchów. A to są dwie różne sprawy. Oczywiście
podsłuchiwać nie wolno, zarówno żony jak i ministra, ale w żaden sposób
nie rozmyje to odpowiedzialności premiera za brak nadzoru i bajdurzenie
wysokich urzędników - głównie członków rządu (nawet jeśliby o tym nie
wiedział). Należy zobligować tygodnik "Wprost", aby jak najszybciej
opublikował wszystko co posiada w tej sprawie. Ale ten rząd i tak
spokoju nie zazna, bo kto da gwarancję, że ludzie stojący za
podsłuchami, przekazali wszystko redakcji? Może zostawili sobie coś na
"czarną godzinę" i w dowolnym czasie będą szantażowali urzędników.
Donald
Tusk kiedyś w przypływie euforii powiedział, że nie ma nawet z kim
przegrać. Arogancja została skarcona. Przegrał ze swoimi ludźmi.
Dobrze,
że treść podsłuchanych rozmów zostanie upubliczniona, chociaż zdaję
sobie sprawę z powagi sytuacji i późniejszych konsekwencji. Patologi nie
wolno nigdzie tolerować, a szczególnie na szczytach władzy. Żadne
labidzenie klakierów PO typu: - "mniejsze zło"; "interes państwa"; etc.,
do mnie nie przemawia. Przepraszam bardzo - o interes państwa ma dbać
przede wszystkim rząd. Został do tego przez suwerena powołany, a
prezydenta zaprzysiężony. Dziennikarze spełnili swoją misję.
Przedstawili materiał, który nie został zakwestionowany przez bohaterów
nagrań, co jest najlepszym dowodem jego autentyczności.
Nie
wiem jak zakończy się "afera podsłuchowa", ale widzę, że premier stawia
na jedność całej drużyny. Jeśli po raz kolejny zamiecie sprawę pod
dywan, będzie to kardynalny błąd. Zauważam symptomy niezadowolenia i
znużenia u części elektoratu do tej pory przychylnego partii rządzącej.
Żyjący w samouwielbieniu dygnitarze PO jeszcze tego nie widzą. Ale jak
"kula śniegowa" ruszy, to nie będzie ratunku. Sprowadzi formację na
margines życia politycznego, podobnie jak SLD w 2005. A przecież afery z
udziałem SLD to był pikuś w stosunku do tego co wyprawiają Tuskowcy.
Obchodziliśmy
niedawno ćwierćwiecze polskiej transformacji. Nastąpiło wiele
pozytywnych zmian. Są oczywiście i negatywy. Jednak zdecydowanie odnowa
nie ima się szczytów władzy. PiS; PO; PSL; SLD, to od 25 lat ci sami
ludzie, żonglujący tylko stanowiskami. "Hej, prorocy moi z gniewnych lat, obrastacie w tłuszcz, już was w swoje szpony dopadł szmal, zdrada płynie z ust…"* Historia zatoczyła koło...
Fot. Stanisław Rozpędzik
18
czerwca nawiedził Kraków Jarosław Kaczyński, w związku z przypadającym w
tym dniu jubileuszem Lecha Kaczyńskiego i swoim. On - "ojciec" Mariusza
Kamińskiego; Ziobry; Kurskiego, pastwił się nad rządem, za
nieuzasadnione użycie służb specjalnych. On - poplamiony krwią Barbary
Blidy, krygował się na obrońcę wolności i demokracji. Czarna komedia -
nieprawdaż? Jestem wściekły!
DONALDZIE TUSKU - wspaniały prezent urodzinowy zafundowałeś Jarosławowi Kaczyńskiemu. Lepszego nie mógł sobie wymarzyć!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
* Bogdan Olewicz - fragment piosenki "Nie płacz Ewka".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz