niedziela, 25 marca 2018

DONALD TUSK - THE END cd...

Artykuł opublikowany 19.06.2014



W niedzielę 15 czerwca w tekście:


"DONALD TUSK - THE END" z dn. 15.06.2014. 

 http://januszdomagala.blogspot.com/2018/03/donald-tusk-end.html

 wyraziłem opinię o funkcjonowaniu rządu Donalda Tuska, na podstawie zajawek mającego się dopiero ukazać we "Wprost" artykułu "Afera podsłuchowa". Rzeczony artykuł przeczytałem, ale - po tym co się wydarzyło w środę (18.06.) w redakcji "Wprost" - nie za bardzo chce mi się komentować, bowiem sprawa nabrała nadzwyczajnej dynamiki i w tej sytuacji treść materiałów podsłuchowych schodzi na plan dalszy. Ale skoro powiedziałem "a", to muszę chociaż w paru zdaniach, odnieść się do relacji z "Wprost".
Artykuł zawiera spisane z podsłuchu rozmowy dwóch tercetów polityków, które odbyły się w różnych terminach. Pierwsze spotkanie miało miejsce w lipcu 2013 i brali w nim udział: Belka; Cytrycki; Sienkiewicz. Drugie w lutym 2014 w składzie: Nowak; Parafianowicz; Zawadka.
Zacznę od końca, bo sprawa Nowaka wydaje się prosta. Dotyczy  zablokowania kontroli skarbowej w firmie żony Nowaka. Klasyczne kumoterstwo i prywata. Zwrócę tylko uwagę, że na poniedziałkowej konferencji prasowej prowadzonej w konwencji "Polacy nic się nie stało" (od razu widać duszę kibica u prowadzącego), premier Tusk zaznaczał, iż działo się to po dymisji obydwóch ministrów. To prawda, tyle, że jak twierdzi Parafianowicz, system w UKS "już bardzo dawno" wykrył nieprawidłowości w zeznaniach podatkowych Moniki Nowak i on to zablokował. Nic dziwnego, skoro gabinet stomatologiczny od lat wykazywał "potężne straty". No chyba, że urocza pani Monika specjalizuje się w wyrywaniu zgniłków na "kasę chorych".
Rozmowa pomiędzy prezesem NBP i szefem MSW jest wielowątkowa, ale koncentruje się na dwóch tematach:
- nowelizacji ustawy o NBP, która wzmocni pozycję prezesa wobec Rady Polityki Pieniężnej
- dymisji ministra Jacka Vincenta Rostowskiego.
Rzeczywiście odniosłem wrażenie, że jest to rozmowa ludzi zatroskanych o sprawy kraju. Nie padają tam żadne informacje, które wystawiałyby na szwank bezpieczeństwo państwa, czy też łamały Konstytucję RP. Nie oznacza to jednak, że nic się nie stało. Otóż nagrania pokazują gigantyczną ignorancję polityków i służb specjalnych podległych premierowi. Jakąż mamy pewność, że inny tandem ze sfer rządowych - będąc przekonanym, że rozmawia w cztery oczy - nie ujawnił niechcący dostępnej mu tajemnicy państwowej lub służbowej.

Polski establishment kompletnie nie ma respektu dla współczesnych technologii informatycznych. Ludzie ci są przeświadczeni, że podsłuchy to nadal technika kosmiczna, dostępna tylko służbom rządowym. Nie robią na nich wrażenia komunikaty o włamaniach hakerów na strony Pentagonu i.t.p.. Nie wyciągają wniosków z afer WikiLeaks i Snowdena. Elektronika rozwija się błyskawicznie. Jest duża konkurencja na rynku, co powoduje znaczne obniżenie cen "zabawek" służących m.in. do inwigilacji. Stają się one powszechnie dostępne.

Gdyby Donald Tusk - zdając sobie sprawę z powagi sytuacji - w poniedziałek (16.06.) podał się do dymisji, PO zapłaciłaby najmniejszą cenę za wywołany kryzys. Przez błyskawicznie spełnienie oczekiwań opozycji, wytrąciłby jej z ręki sztandarowy argument w krucjacie osłabiania koalicji. Byłby to dowód dojrzałości politycznej premiera, klasyczny skok do przodu. Co by się stało dalej? Dymisja premiera oznacza automatycznie dymisję rządu. Sejm wybiera nowego kandydata na premiera. Zostaje nim prawdopodobnie człowiek PO, bo ona ma większość. Prezydent natychmiast desygnuje przedstawionego kandydata na stanowisko premiera i powierza mu misję stworzenia rządu. Nowy premier proponuje skład Rady Ministrów (mogą to być nominalnie ci sami ludzie). Prezydent zaprzysięga nową Radę Ministrów, a ta zwraca się do Sejmu o wotum zaufania. Tu mogłyby być pewne problemy, gdyż do tego potrzeba bezwzględnej większości głosów, a koalicja takiej nie ma. Ale z deklaracji SLD i Twojego Ruchu wynika, że nie będą paktować z PiS-em, zatem wotum zaufania rząd by najprawdopodobniej uzyskał. Gwoli ścisłości należy zaznaczyć, że po dymisji rządu, koalicja może się rozlecieć. W tej sytuacji pozostaje rozpisać przedterminowe wybory.

Niestety Donald Tusk postanowił iść w zaparte, najwyraźniej hołdując zasadzie "po mnie choćby potop". Przykre, tym bardziej, że zaczął walić na oślep, popełniając kardynalne błędy. Pozostawił na stanowisku ministra spraw wewnętrznych, powierzając mu ostatnią misję ujawnienia podsłuchujów (to taki najświeższy neologizm). Kuriozalne pociągnięcie. Jak może strona uwikłana w konfliktowe zdarzenie, brać udział w jego obiektywnym wyjaśnianiu, w roli innej niż świadka? Łamie to standardy elementarnej sprawiedliwości w demokracji. Osobiście żal mi Bartłomieja Sienkiewicza. Sam siebie nazywa trupem politycznym. A był, nawet w ocenie opozycji, jednym z najlepszych urzędników. Lojalny wobec szefa, dlatego ten wysłał go na sondażową rozmowę z prezesem NBP (bo przecież w to, że premier o spotkaniu nic nie wiedział nawet przedszkolak nie uwierzy).
Nastała feralna środa (18.06.) i wizyta prokuratorów pod ochroną  funkcjonariuszy ABW w redakcji "Wprost". Przepychanki, jakie miały tam miejsce zostały odnotowane nawet w zachodniej prasie. A wystarczyło wezwać do prokuratury przedstawiciela redakcji w towarzystwie adwokata. Wyjaśnić, że przejęcie przez prokuraturę materiałów, nie jest równoznaczne z zakazem ich publikacji, gdyż nie są one dowodem w sprawie. Uzgodnić termin przekazania, spisać notatkę i tyle. Tym bardziej, że tzw. "taśmy", to nie są autentyki, ponieważ ich treść została przekazana redakcji przez internet. Wszyscy posługują się zatem kopiami. Ja rozumiem, że rząd jest w skrajnej sytuacji, praktycznie sparaliżowany, ponieważ ministrowie nic innego nie robią, tylko szukają w pamięci kto z kim, kiedy i o czym rozmawiał. Cóż, mleko się wylało. Z nerwowych, emocjonalnych działań nic dobrego nie wyniknie.

Premier uważa 38 milionowy naród, którym przyszło mu rządzić za bandę idiotów. albo - jak to pieszczotliwie nazwał inny post-solidaruch - "ciemny lud". Próbuje brak profesjonalizmu podległych sobie służb i niefrasobliwość urzędników państwowych, przykryć energicznym śledztwem prowadzącym do wykrycia sprawców podsłuchów. A to są dwie różne sprawy. Oczywiście podsłuchiwać nie wolno, zarówno żony jak i ministra, ale w żaden sposób nie rozmyje to odpowiedzialności premiera za brak nadzoru i bajdurzenie wysokich urzędników - głównie członków rządu (nawet jeśliby o tym nie wiedział). Należy zobligować tygodnik "Wprost", aby jak najszybciej opublikował wszystko co posiada w tej sprawie. Ale ten rząd i tak spokoju nie zazna, bo kto da gwarancję, że ludzie stojący za podsłuchami, przekazali wszystko redakcji? Może zostawili sobie coś na "czarną godzinę" i w dowolnym czasie będą szantażowali urzędników.

Donald Tusk kiedyś w przypływie euforii powiedział, że nie ma nawet z kim przegrać. Arogancja została skarcona. Przegrał ze swoimi ludźmi.
Dobrze, że treść podsłuchanych rozmów zostanie upubliczniona, chociaż zdaję sobie sprawę z powagi sytuacji i późniejszych konsekwencji. Patologi nie wolno nigdzie tolerować, a szczególnie na szczytach władzy. Żadne labidzenie klakierów PO typu: - "mniejsze zło"; "interes państwa"; etc., do mnie nie przemawia. Przepraszam bardzo - o interes państwa ma dbać przede wszystkim rząd. Został do tego przez suwerena powołany, a prezydenta zaprzysiężony. Dziennikarze spełnili swoją misję. Przedstawili materiał, który nie został zakwestionowany przez bohaterów nagrań, co jest najlepszym dowodem jego autentyczności. 

Nie wiem jak zakończy się "afera podsłuchowa", ale widzę, że premier stawia na jedność całej drużyny. Jeśli po raz kolejny zamiecie sprawę pod dywan, będzie to kardynalny błąd. Zauważam symptomy niezadowolenia i znużenia u części elektoratu do tej pory przychylnego partii rządzącej. Żyjący w samouwielbieniu dygnitarze PO jeszcze tego nie widzą. Ale jak "kula śniegowa" ruszy, to nie będzie ratunku. Sprowadzi formację na margines życia politycznego, podobnie jak SLD w 2005. A przecież afery z udziałem SLD to był pikuś w stosunku do tego co wyprawiają Tuskowcy.

Obchodziliśmy niedawno ćwierćwiecze polskiej transformacji. Nastąpiło wiele pozytywnych zmian. Są oczywiście i negatywy. Jednak zdecydowanie odnowa nie ima się szczytów władzy. PiS; PO; PSL; SLD, to od 25 lat ci sami ludzie, żonglujący tylko stanowiskami. "Hej, prorocy moi z gniewnych lat, obrastacie w tłuszcz, już was w swoje szpony dopadł szmal, zdrada płynie z ust…"* Historia zatoczyła koło...


     Fot. Stanisław Rozpędzik

 
18 czerwca nawiedził Kraków Jarosław Kaczyński, w związku z przypadającym w tym dniu jubileuszem Lecha Kaczyńskiego i swoim. On - "ojciec" Mariusza Kamińskiego; Ziobry; Kurskiego, pastwił się nad rządem, za nieuzasadnione użycie służb specjalnych. On - poplamiony krwią Barbary Blidy, krygował się na obrońcę wolności i demokracji. Czarna komedia - nieprawdaż? Jestem wściekły!

DONALDZIE TUSKU - wspaniały prezent urodzinowy zafundowałeś Jarosławowi Kaczyńskiemu. Lepszego nie mógł sobie wymarzyć!
 
 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

 * Bogdan Olewicz - fragment piosenki "Nie płacz Ewka".


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz