poniedziałek, 26 marca 2018

PIERRE WINNETOU

Artykuł opublikowany 7.06.2015



Odszedł PIERRE BRICE  – francuski aktor teatralny, filmowy i telewizyjny, piosenkarz, autor tekstów oraz działacz charytatywny. Rolą jego życia było wcielenie się w postać Winnetou,  w serii westernów produkcji niemiecko-włosko-jugosłowiańskich, nakręconych na kanwie powieści Karola Maya.





Pochodził ze starej bretońskiej rodziny szlacheckiej. W czasie II wojny światowej, w wieku 15 lat, wstąpił do francuskiego ruchu oporu, gdzie był kurierem. Po II wojnie światowej wyjechał do Algierii, walczył też w Indochinach. Po powrocie do Francji w 1951 r. został odznaczony trzema medalami za odwagę, zaś w 2007 r., w uznaniu zasług dla kraju − orderem francuskiej Legii Honorowej.

To musi być wielkie szczęście dla szlachetnego człowieka, gdy w pamięci potomnych kojarzony jest z równie niezłomnym bohaterem. Chyba również łatwiej budować postać, gdy nie występują zbyt duże różnice charakterologiczne w zderzeniu aktora z jego kreacją.

W życiu prywatnym i w działalności publicznej Pierre Brice był zdeklarowanym przeciwnikiem faszyzmu. Za najważniejsze wartości uznawał pokój, wolność, tolerancję i godność człowieka.


Pozwolę sobie na osobiste wyznanie. Było kilka książek, które ukształtowały moją osobowość. Niedawno pisałem o "Małym Księciu" Antoine'a de Saint-Exupéry'ego. W połowie lat 60 XX wieku zaczytywałem się w powieściach Karola Maya (niedługo potem na ekrany polskich kin wszedł film o Winnetou z Pierre'em w roli tytułowej). To nic, że literacko były nie najwyższego lotu. Na Becketta, Dostojewskiego, Prousta ... przyszedł czas później.

To pewnie dzięki tym młodzieńczym lekturom oraz zamiłowaniu do nauk ścisłych, w wieku 15 lat stałem się ateistą pomimo, że pochodzę z katolickiej rodziny. Nie znoszę wszelakich fobii, rasizmu, nietolerancji. Zawsze kieruję się racjonalizmem. Wyznaję światopogląd naukowy potwierdzony doświadczeniem. Szanuję wszystkich ludzi jako braci, ale cenię światłych i logicznie myślących.
- Jesteś naiwny i infantylny - ktoś powie.
Być może. Nie dbam o to, bo nie wykazuję aspiracji do uprawiania polityki. Marzenia nieuchwytne i niespełnione są zawsze lepsze od wyrachowanego cynizmu.

Przypuszczam, że dziecięce  pragnienie utożsamienia się z wodzem Apaczów, wzbogacone późniejszymi doświadczeniami spowodowały, iż w drugiej turze wyborów prezydenckich świadomie głosowałem na obydwóch kandydatów. Również dlatego od dobrych dwóch lat nie zauważam różnic pomiędzy PO i PiS. Bo przecież nie o szczegóły kosmetyczne chodzi, a o pryncypia!

Karol May swą powieść kończy słowami:

Tak oto zginął testament Apacza, podobnie jak zginął on sam i jak niebawem zginie cała czerwona rasa. Chociaż bogato wyposażona, nie osiągnie ona swego wielkiego celu i nie spełni swej wielkiej misji. Jak skrawki testamentu rozproszone w powietrzu, tak samo bez oparcia i chwili spokoju tułają się i błąkają czerwonoskórzy wojownicy. Tułają się po dalekich równinach, które ongiś stanowiły ich własność.
Kto jednak w górach Gros Ventre nad rzeką Metsur stanie nad mogiłą Apacza, ten powie: "Tu spoczywa Winnetou, wielki czerwonoskóry człowiek". A gdy kiedyś szczątki ostatniego z Indian zgniją w zaroślach i w wodzie, wtedy szlachetnie myślące i czujące pokolenie stanie przed sawannami i górami Zachodu i zawoła: “Tu spoczywa czerwona rasa; nie stała się ona wielką, gdyż nie dano jej osiągnąć wielkości."





Żegnaj Pierre (*). Niezłomny Winnetou z twoją szlachetną twarzą będzie żył wiecznie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz