Artykuł opublikowany 7.06.2015
Odszedł PIERRE BRICE –
francuski aktor teatralny, filmowy i telewizyjny, piosenkarz, autor
tekstów oraz działacz charytatywny. Rolą jego życia było wcielenie się w
postać Winnetou, w serii westernów produkcji
niemiecko-włosko-jugosłowiańskich, nakręconych na kanwie powieści Karola
Maya.
Pochodził
ze starej bretońskiej rodziny szlacheckiej. W czasie II wojny
światowej, w wieku 15 lat, wstąpił do francuskiego ruchu oporu, gdzie
był kurierem. Po II wojnie światowej wyjechał do Algierii, walczył też w
Indochinach. Po powrocie do Francji w 1951 r. został odznaczony trzema
medalami za odwagę, zaś w 2007 r., w uznaniu zasług dla kraju − orderem
francuskiej Legii Honorowej.
To
musi być wielkie szczęście dla szlachetnego człowieka, gdy w pamięci
potomnych kojarzony jest z równie niezłomnym bohaterem. Chyba również
łatwiej budować postać, gdy nie występują zbyt duże różnice
charakterologiczne w zderzeniu aktora z jego kreacją.
W
życiu prywatnym i w działalności publicznej Pierre Brice był
zdeklarowanym przeciwnikiem faszyzmu. Za najważniejsze wartości uznawał
pokój, wolność, tolerancję i godność człowieka.
Pozwolę sobie na osobiste wyznanie. Było kilka książek, które ukształtowały moją osobowość. Niedawno pisałem o "Małym Księciu" Antoine'a de Saint-Exupéry'ego. W połowie lat 60 XX wieku zaczytywałem się w powieściach Karola Maya (niedługo potem na ekrany polskich kin wszedł film o Winnetou z Pierre'em w roli tytułowej). To nic, że literacko były nie najwyższego lotu. Na Becketta, Dostojewskiego, Prousta ... przyszedł czas później.
To
pewnie dzięki tym młodzieńczym lekturom oraz zamiłowaniu do nauk
ścisłych, w wieku 15 lat stałem się ateistą pomimo, że pochodzę z
katolickiej rodziny. Nie znoszę wszelakich fobii, rasizmu,
nietolerancji. Zawsze kieruję się racjonalizmem. Wyznaję światopogląd
naukowy potwierdzony doświadczeniem. Szanuję wszystkich ludzi jako braci, ale cenię światłych i logicznie myślących.
- Jesteś naiwny i infantylny - ktoś powie.
Być
może. Nie dbam o to, bo nie wykazuję aspiracji do uprawiania polityki.
Marzenia nieuchwytne i niespełnione są zawsze lepsze od wyrachowanego
cynizmu.
Przypuszczam,
że dziecięce pragnienie utożsamienia się z wodzem Apaczów, wzbogacone
późniejszymi doświadczeniami spowodowały, iż w drugiej turze wyborów
prezydenckich świadomie głosowałem na obydwóch kandydatów. Również
dlatego od dobrych dwóch lat nie zauważam różnic pomiędzy PO i PiS. Bo
przecież nie o szczegóły kosmetyczne chodzi, a o pryncypia!
Karol May swą powieść kończy słowami:
Tak
oto zginął testament Apacza, podobnie jak zginął on sam i jak niebawem
zginie cała czerwona rasa. Chociaż bogato wyposażona, nie osiągnie ona
swego wielkiego celu i nie spełni swej wielkiej misji. Jak skrawki
testamentu rozproszone w powietrzu, tak samo bez oparcia i chwili
spokoju tułają się i błąkają czerwonoskórzy wojownicy. Tułają się po
dalekich równinach, które ongiś stanowiły ich własność.
Kto
jednak w górach Gros Ventre nad rzeką Metsur stanie nad mogiłą Apacza,
ten powie: "Tu spoczywa Winnetou, wielki czerwonoskóry człowiek". A gdy
kiedyś szczątki ostatniego z Indian zgniją w zaroślach i w wodzie, wtedy
szlachetnie myślące i czujące pokolenie stanie przed sawannami i górami
Zachodu i zawoła: “Tu spoczywa czerwona rasa; nie stała się ona wielką,
gdyż nie dano jej osiągnąć wielkości."
Żegnaj Pierre (*). Niezłomny Winnetou z twoją szlachetną twarzą będzie żył wiecznie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz