Artykuł opublikowany 15.08.2013
Tekla
Bądarzewska skomponowała ok. 35 miniatur, a światową sławę zyskała
utworem" Modlitwa dziewicy". Nuty tej miniatury ukazały się w 1856 roku w
Warszawie. Trzy lata później przedrukowane zostały przez paryski Revue et Gazette musicale, i od tego momentu utwór cieszy się popularnością wśród pianistów. W Polsce XX w. zapomniana.
W
2007 w Japonii nagrano pierwszy w historii album z kompozycjami Tekli
Bądarzewskiej "Spełniona Modlitwa Dziewicy". W roku 2012 - dzięki
staraniom Towarzystwa Przyjaciół Warszawy - nagrano pierwszą polską
płytę z muzyką Bądarzewskiej pt.: "Zapomniany dźwięk" w wykonaniu Marii
Pomianowskiej i Przyjaciół.
Poniżej publikuję moją dyskusję z Anną Iżykowską-Mironowicz przeprowadzoną na Facebooku dnia 11 sierpnia 2012.
Anna Iżykowska-Mironowicz - dziennikarz, krytyk, konsultant muzyczny ok. tysiąca tytułów filmów fabularnych, średnio-krótkometrażowych i seriali tv. Specjalista do spraw muzyki w łódzkiej PWSFTviT im. Leona Schillera.
Anna Iżykowska-Mironowicz:
Nie
wiem kto finansował nagranie tego chłamu (wypadało przed sesją jednak
nastroić górę skali fortepianu, bo wstyd - jeszcze większy!); ponoć
Towarzystwo Przyjaciół Warszawy - także ledwo wiąże koniec z końcem... W
każdym razie - gratuluję gustu...
Zdarza się, że czas ma rację, eliminując kicz w sposób zupełnie naturalny. Wskrzeszanie zapomnianych dźwięków nie zawsze ma sens...
Janusz Domagała:
Zdarza się, że czas ma rację, eliminując kicz w sposób zupełnie naturalny. Wskrzeszanie zapomnianych dźwięków nie zawsze ma sens...
Janusz Domagała:
Aniu
- ostra jazda. Nie zostawiłaś suchej nitki na biednej Tekli. Aż mi jej
szkoda. Uważam Ciebie za eksperta w dziedzinie muzyki, szanuję i cenię
Twoje zdanie. Nie znaczy to jednak, że nie mogę podjąć polemiki z punktu
widzenia amatora - miłośnika uporządkowanych dźwięków. Z Twoją oceną
dzieła i kompozytorki nie dyskutuję, ponieważ nie czuję się kompetentny.
Nie podoba mi się jedynie określanie dokonań Bądarzewskiej -
kołtuństwem. Jest to termin ścisły i jednoznacznie pejoratywny. Muzyka
jest dla mnie tworem nadzwyczaj relatywnym. Być może dla muzykologa
dźwięki niosą - poza doznaniami estetycznymi - również informacje o
cechach charakterologicznych twórcy, ale wywiedzenie z tego, że ów jest
zacofany czy głupi wydaje mi się - delikatnie mówiąc - ryzykowne. Może
lepiej byłoby nazwać utwór infantylnym?
Tytuł
miniatury jest rzeczywiście zagadkowy a zarazem komiczny. Bo o cóż może
modlić się dziewica? Tekst, który zamieściłaś jest wielce
prawdopodobny. Tak to już jest z tytułami dzieł sztuki, w szczególności
z dziedziny malarstwa i muzyki. Kompozytor tworząc utwór ma myśli i
skojarzenia (często chwilowe i ulotne). Nadaje tytuł w sposób
spontaniczny, przeważnie nie dzieląc się swoimi odczuciami z
potomnością. Dla mnie ideałem adekwatności muzyki z jej mianem jest
utwór Nikołaja Rimskiego-Korsakowa. Jeżeli średnio wrażliwemu
licealiście - nieznającemu dorobku kompozytora (co jest dzisiaj raczej
pewne) - zaprezentuje się ten "kawałek" i zapyta co widzi uchem -
odpowie: - lot trzmiela.
Wracając do "Modlitwy dziewicy", proponuję abyś zapomniała na chwilę o tym, że Bądarzewska żyła w czasach Chopina, Maniuszki, Elsnera, Kurpińskiego - wielkich romantyków i sama została zaszufladkowana do tego nurtu. Spójrz na miniaturę jak na szlagier. Jerzy Waldorff w 100-lecie śmierci artystki pisał: -
Wracając do "Modlitwy dziewicy", proponuję abyś zapomniała na chwilę o tym, że Bądarzewska żyła w czasach Chopina, Maniuszki, Elsnera, Kurpińskiego - wielkich romantyków i sama została zaszufladkowana do tego nurtu. Spójrz na miniaturę jak na szlagier. Jerzy Waldorff w 100-lecie śmierci artystki pisał: -
„Mój
Boże! Więc już nikt nie pamięta o zmarłej przed wiekiem i pochowanej na
Powązkach Tekli Bądarzewskiej, kompozytorce „Modlitwy dziewicy”? A
przecież warta byłaby pamięci, choćby dlatego, że owa modlitwa w
dziejach lekkiej muzyki byłaby chyba pierwszym okazem szlagieru, który
rozszedł się na cały świat i modny był przez dobrych lat dwadzieścia.
Tymczasem minęło lat sto, a żaden polski utwór nie uzyskał choćby
przybliżonej popularności”
Powiesz
mi pewnie, że to stary pierdoła. Ale gdy pisał te słowa (1964) był
jeszcze w miarę młody. „Modlitwa dziewicy”, początkowo wydana własnym
sumptem, po opublikowaniu w „Revue et Gazette Musicale de Paris”,
była przedrukowywana przez większość domów wydawniczych na całym
świecie. W sumie naliczono 114 wydawców, od Europy po Stany Zjednoczone i
Australię. Łączny nakład przekroczył milion egzemplarzy. Nawet dzisiaj w
dobie radia, telewizji i internetu, niełatwo jest sprzedać milion płyt.
Uważam, że to dobrze, gdy sztuka ma masowy odbiór. Można śmiało
powiedzieć, że Tekla Bądarzewska-Baranowska jest autorką największego
przeboju XIX wieku.
Na
koniec wyjaśnienie. Film opublikowany na wstępie pobrałem z portalu
YouTube. Nie mam zielonego pojęcia kto wykonywał i nagrywał miniaturę.
Na pewno jednak nie pochodzi z albumu Marii Pomianowskiej "Zapomniany
dźwięk", ponieważ nosi datę 2010. Istotnie,
wysokie dźwięki wywołują ból. Być może było to amatorskie nagranie, stąd
usterki techniczne. Poniżej zamieszczam "Modlitwę dziewicy" w
wykonaniu niezapomnianego duetu Marek & Vacek, w ich aranżacji i z
towarzyszeniem orkiestry. Zapraszam!
Anna Iżykowska-Mironowicz:
Drogi Januszu! Po pierwsze - z Jurkiem Waldorffem i Mieciem Jankowskim byłam przez wiele lat zaprzyjaźniona, wielokrotnie gościłam w ich maleńkim, a jakże pełnym skarbów wszelakich mieszkanku przy alei Przyjaciół i sądzę, że przegadałam z Jurkiem w sumie parę dobrych lat na tematy wszelakie. Nie wmówisz mi, że cytowana przez Ciebie wypowiedź Jerzego nie ma podtekstu ironicznego, bowiem prowadziła do konkluzji, iż w polskiej muzyce fortepianowej - pomiędzy Chopinem a Szymanowskim - nie stało się kompletnie nic!
Panna Tekla, jak podawały niegdyś dostępne mi źródła, była nobliwą panienką z dobrego domu ( nie potwierdzono jej szlacheckiego rodowodu), a więc "na pianinie grała i francuski - posiadała". I gdyby była herod-babą, a nie chorowitą, wątlutką niewiastą, u której podejrzewano, jak u wielkiego Frycka, nieuleczalne suchoty, to nikt nie zwróciłby uwagi na klawiszową paplaninę (głównie - dwie funkcje - tonika i dominanta z nomen omen modlitewnym błaganiem słuchacza choćby o subdominantę!) jakiejś domorosłej "kompozytorki" z Warszawy.
Podobno na ślubnym kobiercu z panem Baranowskim stanęła w pełni rozkwitu choroby, co uczyniło kościelną uroczystość niemalże lokalną sensacją, bowiem panna młoda parokrotnie osuwała się na posadzkę w trakcie małżeńskiej przysięgi. Nieprzytomnie zakochany mąż, wpatrzony w geniusz żony niczym w obraz, dokonywał cudów, aby "La priere d' une vierge" wydano w stolicy drukiem; udało mu się to w 1856 roku.
Pan Baranowski, którego imienia nie poznałam, ponoć człowiek majętny, darzący uwielbieniem wątłą istotkę o niezwykle egzaltowanej osobowości, posiadał rozległe koligacje, także wśród emigracji polskiej w Paryżu. Podobno to dzięki jej staraniom w 1859 r. "Modlitwa dziewicy" ukazała się drukiem we Francji, a następnie w 80 nakładach zagranicznych, m.in. w Niemczech, Włoszech, Anglii i Australii. W dwa lata później, przed osiągnięciem balzakowskiego wieku lat 30, w niespełna 27 wiośnie życia - Tekla zasnęła w Panu. Z ponad 30 pozostawionych przez nią miniatur fortepianowych - m.in. "Druga modlitwa dziewicy" , "Wspomnienie chatki", czy "Słodkie marzenie" - żadna nie zdobyła popularności "Modlitwy".
Tyle mogę powiedzieć na temat "fortepianowego pryszcza" muzyki lekkiej, do której - szczerze wyznaję - to nie mam nabożeństwa w ogóle. Tym samym nie mogę przyjąć Twojej propozycji, abym spojrzała na utwór jak na szlagier, bo dla mnie to określenie nader często jest przydomkiem równoznacznym z totalnym kitem, ryczanym przez motłoch. Jeżeli - w Twoim mniemaniu - Tekla B.-B. jest autorką największego przeboju XiX wieku , to czy miałbyś jakieś zastrzeżenia, gdybym ogłosiła perłą malarstwa XIXw. "Szał uniesień" Władysława Podkowińskiego? Chociaż chyba ubliżam tu artyście "po szkołach"...
Snujesz przypuszczenia co do tekstu utworu, że może prawdopodobny... Toż to przecie autentyk! Tekst publikowany razem z partią fortepianową! Słowa "O Boże", to jest ten trójdźwięk rozłożony, wznoszący się w górę, a trzy triole - to powtarzanie słów "daj męża"! A Ty się zastanawiasz, czy przytoczony wiernie przeze mnie tekst jest w ogóle prawdopodobny?!? I jeszcze wplątujesz w swoje dywagacje a propos "adekwatności muzyki z jej mianem" geniusza sztuki instrumentacji Rimskiego - Korsakowa!
Oburzasz się na słowo "kołtuństwo" i karcisz mnie pouczając, że to "termin jednoznacznie pejoratywny", że oznacza głupotę, zacofanie... Przecież po słowie kołtuństwo otwieram nawias i przytaczam tekst "Modlitwy", który JEST KOŁTUŃSKI. Bo muzyka - niestety - jest SZMIRĄ.
Na koniec - moja osobista prośba - nie określaj mianem WIELKICH ROMANTYKÓW nasze ledwie lokalne wielkości - Kurpińskiego, czy Elsnera (gdyby nie sławny uczeń, nikt dzisiaj nawet by o nim nie wspomniał), a także Moniuszki, którego nawet kilkudziesięcioletnia misja prężnej Marii Fołtyn nie zdołała umieścić w panteonie sław muzycznych Europy.
P.S. Oświadczam uroczyście, że po raz drugi mnie nie sprowokujesz do aż takiego zmarnotrawienia cennego czasu na takie byle co. ♥
Drogi Januszu! Po pierwsze - z Jurkiem Waldorffem i Mieciem Jankowskim byłam przez wiele lat zaprzyjaźniona, wielokrotnie gościłam w ich maleńkim, a jakże pełnym skarbów wszelakich mieszkanku przy alei Przyjaciół i sądzę, że przegadałam z Jurkiem w sumie parę dobrych lat na tematy wszelakie. Nie wmówisz mi, że cytowana przez Ciebie wypowiedź Jerzego nie ma podtekstu ironicznego, bowiem prowadziła do konkluzji, iż w polskiej muzyce fortepianowej - pomiędzy Chopinem a Szymanowskim - nie stało się kompletnie nic!
Panna Tekla, jak podawały niegdyś dostępne mi źródła, była nobliwą panienką z dobrego domu ( nie potwierdzono jej szlacheckiego rodowodu), a więc "na pianinie grała i francuski - posiadała". I gdyby była herod-babą, a nie chorowitą, wątlutką niewiastą, u której podejrzewano, jak u wielkiego Frycka, nieuleczalne suchoty, to nikt nie zwróciłby uwagi na klawiszową paplaninę (głównie - dwie funkcje - tonika i dominanta z nomen omen modlitewnym błaganiem słuchacza choćby o subdominantę!) jakiejś domorosłej "kompozytorki" z Warszawy.
Podobno na ślubnym kobiercu z panem Baranowskim stanęła w pełni rozkwitu choroby, co uczyniło kościelną uroczystość niemalże lokalną sensacją, bowiem panna młoda parokrotnie osuwała się na posadzkę w trakcie małżeńskiej przysięgi. Nieprzytomnie zakochany mąż, wpatrzony w geniusz żony niczym w obraz, dokonywał cudów, aby "La priere d' une vierge" wydano w stolicy drukiem; udało mu się to w 1856 roku.
Pan Baranowski, którego imienia nie poznałam, ponoć człowiek majętny, darzący uwielbieniem wątłą istotkę o niezwykle egzaltowanej osobowości, posiadał rozległe koligacje, także wśród emigracji polskiej w Paryżu. Podobno to dzięki jej staraniom w 1859 r. "Modlitwa dziewicy" ukazała się drukiem we Francji, a następnie w 80 nakładach zagranicznych, m.in. w Niemczech, Włoszech, Anglii i Australii. W dwa lata później, przed osiągnięciem balzakowskiego wieku lat 30, w niespełna 27 wiośnie życia - Tekla zasnęła w Panu. Z ponad 30 pozostawionych przez nią miniatur fortepianowych - m.in. "Druga modlitwa dziewicy" , "Wspomnienie chatki", czy "Słodkie marzenie" - żadna nie zdobyła popularności "Modlitwy".
Tyle mogę powiedzieć na temat "fortepianowego pryszcza" muzyki lekkiej, do której - szczerze wyznaję - to nie mam nabożeństwa w ogóle. Tym samym nie mogę przyjąć Twojej propozycji, abym spojrzała na utwór jak na szlagier, bo dla mnie to określenie nader często jest przydomkiem równoznacznym z totalnym kitem, ryczanym przez motłoch. Jeżeli - w Twoim mniemaniu - Tekla B.-B. jest autorką największego przeboju XiX wieku , to czy miałbyś jakieś zastrzeżenia, gdybym ogłosiła perłą malarstwa XIXw. "Szał uniesień" Władysława Podkowińskiego? Chociaż chyba ubliżam tu artyście "po szkołach"...
Snujesz przypuszczenia co do tekstu utworu, że może prawdopodobny... Toż to przecie autentyk! Tekst publikowany razem z partią fortepianową! Słowa "O Boże", to jest ten trójdźwięk rozłożony, wznoszący się w górę, a trzy triole - to powtarzanie słów "daj męża"! A Ty się zastanawiasz, czy przytoczony wiernie przeze mnie tekst jest w ogóle prawdopodobny?!? I jeszcze wplątujesz w swoje dywagacje a propos "adekwatności muzyki z jej mianem" geniusza sztuki instrumentacji Rimskiego - Korsakowa!
Oburzasz się na słowo "kołtuństwo" i karcisz mnie pouczając, że to "termin jednoznacznie pejoratywny", że oznacza głupotę, zacofanie... Przecież po słowie kołtuństwo otwieram nawias i przytaczam tekst "Modlitwy", który JEST KOŁTUŃSKI. Bo muzyka - niestety - jest SZMIRĄ.
Na koniec - moja osobista prośba - nie określaj mianem WIELKICH ROMANTYKÓW nasze ledwie lokalne wielkości - Kurpińskiego, czy Elsnera (gdyby nie sławny uczeń, nikt dzisiaj nawet by o nim nie wspomniał), a także Moniuszki, którego nawet kilkudziesięcioletnia misja prężnej Marii Fołtyn nie zdołała umieścić w panteonie sław muzycznych Europy.
P.S. Oświadczam uroczyście, że po raz drugi mnie nie sprowokujesz do aż takiego zmarnotrawienia cennego czasu na takie byle co. ♥
Janusz Domagała:
Dziękuję za uwagi. Odniosę
się tylko do tekstu, bo widzę, że ten fragment mojego wywodu
najbardziej Cię zirytował. Pisząc: - "Tytuł miniatury jest rzeczywiście
zagadkowy a zarazem komiczny. Bo o cóż może modlić się dziewica? Tekst,
który zamieściłaś jest wielce prawdopodobny..." nie podważałem
autentyczności tekstu, który zacytowałaś. Zastanawiałem się ogólnie o co
może modlić się dziewica x,y,z. W gamie możliwych intencji, ta
dotycząca obdarowania mężem wydaje mi się dość prawdopodobna.
Mianując miniaturę szlagierem XIX w., to ja - natchniony przez Waldorffa - zażartowałem. Chodziło mi o podkreślenie - jakbyśmy to powiedzieli dzisiaj - sukcesu marketingowego. Przytoczone liczby robią wrażenie.
Aha - i jeszcze co do romantyków. Jak widzisz przytoczyłem tylko polskie nazwiska, a więc miałem na myśli rodzimych. Boleję nad tym, że mieliśmy tylko jednego wielkiego, a reszta to tacy sobie. Nie uważasz mnie chyba za aż takiego ignoranta, że Moniuszkę plasowałbym wyżej europejskich sław, od prekursora van Bethovena poczynając, a na Wagnerze kończąc (po środku wypadałoby wymienić jeszcze z 10 nazwisk).
Mianując miniaturę szlagierem XIX w., to ja - natchniony przez Waldorffa - zażartowałem. Chodziło mi o podkreślenie - jakbyśmy to powiedzieli dzisiaj - sukcesu marketingowego. Przytoczone liczby robią wrażenie.
Aha - i jeszcze co do romantyków. Jak widzisz przytoczyłem tylko polskie nazwiska, a więc miałem na myśli rodzimych. Boleję nad tym, że mieliśmy tylko jednego wielkiego, a reszta to tacy sobie. Nie uważasz mnie chyba za aż takiego ignoranta, że Moniuszkę plasowałbym wyżej europejskich sław, od prekursora van Bethovena poczynając, a na Wagnerze kończąc (po środku wypadałoby wymienić jeszcze z 10 nazwisk).
Aniu
- nasze relacje w dziedzinie muzyki będą zawsze przebiegały wg
schematu: Mistrzyni - uczeń. Znam swoje miejsce w szeregu. A więc nie
żołądkuj się i nie licz zmarnowanego czasu, albowiem "szczęśliwi czasu
nie liczą"
Komentarz:
ZetKa
13 sierpnia 2012 o 23:29
Komentarz:
ZetKa
13 sierpnia 2012 o 23:29
Z uwagą i wielkim zainteresowaniem przeczytałam polemikę Ani i pana Janusza. I z wdzięcznością też. Dowiedziałam się bowiem ciekawych rzeczy, opowiedzianych o tej samej sprawie z Waszych, tak różnych punktów widzenia ( i słyszenia ?). Aniu, Twoja wiedza jest imponująca. U pana Janusza zaś podoba mi się dzielna i kulturalna obrona stanowiska własnego. Gdyby na forach tak rozmawiano, bylibyśmy mądrzejsi. No, ale do tego trzeba kochać bliźniego jak siebie samego. My zaś jedynie „siebie samego”. Dziękuję i pozdrawiam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz