środa, 28 marca 2018

OPOWIEŚĆ WIGILIJNA

Artykuł opublikowany 24.12.2016


Scrooge dzień Wigilii Bożego Narodzenia spędzał samotnie. Siedział w swoim gabinecie i wspominał zmarłego siedem lat wcześniej przyjaciela, byłego wspólnika, na którego pogrzebie pojawił się jedynie on sam. Na drzwiach nadal widniał napis „Scrooge i Marley”, mimo że gabinet należał już tylko do jednego z mężczyzn. Podobnie jak zmarły, Scrooge był chciwym i samotnym człowiekiem. W jego życiu najważniejszą rolę odgrywały pieniądze. Ebenezer jako jedyny odziedziczył fortunę Marleya. W stosunku do podwładnych był bardzo wymagający i nie był wśród nich lubiany.

/KAROL DICKENS - "Opowieść wigilijna"/





"Opowieść wigilijna" Dickensa, obok "Dziadka do orzechów" Czajkowskiego wg Hoffmanna, to najsłynniejsze utwory poświęcone tej jednej jedynej w roku nocy - nocy 24 grudnia...

Mrocznych banksterów łupiących bezlitośnie biedaków, jest w Polsce dostatek. Założyli nawet swoją partię i udają bojowników o wolność. Najwyraźniej liczą, że "ciemny lud" nie chwyta znaczenia niezbyt subtelnej w końcu implikacji: dłużnik => niewolnik.

Wierząc w zwycięstwo dobra nad złem, wybierzmy się w tę magiczną noc wraz z Klarą i Dziadkiem do Orzechów - w podróż przez baśniową krainę cudowności, gdzie wszystko jest możliwe, jak we śnie... Tam nawet "tłuste misie" płacą podatki, a kwota od nich wolna dorównuje przynajmniej średniej krajowej. Dziadek do Orzechów, na czele armii lalek staje do nierównej walki ze złowrogim, siedmiogłowym Królem Myszy i jego fanatycznymi hufcami. Batalia ma wiele zaskakujących zwrotów. Początkowo myszy osaczają Dziadka. Król szantażuje Klarę, żądając coraz to nowych ustępstw. Demoluje jej świat wartości. W końcu jednak prawo i sprawiedliwość (pisane małymi literami) zwycięża! Dziadek do Orzechów ofiarowuje Klarze dowód triumfu - siedem koron zerwanych z obciętych głów Prezesa, syna Mysibaby.

A na jawie... - przyjeżdża sędzia Droselmajer, chrzestny Klary, ze swoim siostrzeńcem. Gdy dzieci zostają same, młody Droselmajer prosi dziewczynkę o rękę. Okazuje się, że to on był Dziadkiem do Orzechów i dzięki niej został wyzwolony ze złego czaru. Klara przyjmuje oświadczyny. Po latach zostaje królową krainy pełnej najpiękniejszych i najcudowniejszych rzeczy, które się widzi, jeśli się patrzeć umie.




Chciałbym dorobić "klucz" do tej opowiastki zgodnie z kanonem "roman à clef". O Prezesie vel Królu Myszy już wspomniałem. Ale kto jest Dziadkiem do Orzechów? Może Ryszard P.?

Aha, zapomniałem dokończyć opowiadanie Dickensa. Otóż Ebenezer Scrooge pod naporem wspomnień staje się na powrót serdecznym i szczodrym towarzyszem Leszkiem B. ...

... W związku z zaskakującym odejściem  Leszka B. od neoliberalizmu - Ryszard P. odpada! Dziadkiem do Orzechów będzie Adrian Z. wspierany przez Piotra I.. Pozostaje do obsadzenia ostatnia rola - Klary. Z uwagi na niegdysiejsze uczucia, w pierwszej chwili nasuwa się kandydatura Barbary N.. Jednak nie widzę jej w charakterze "kury domowej" w mieszczańskim stadle typu "żyli długo i szczęśliwie". Posiada wrodzone zdolności przywódcze. Wykazuje jednak trudny do określenia dualizm aktywności publicznej. Jak już umiejscowi się na mapie politycznej, to traci werwę i znika. Gdy ponownie odzyska energię do działania, jest już za późno i przegrywa.
(Werner Heisenberg to jednak mądry facet był. Nobel należał mu się jak POPiS-owi deportacja na śmietnik historii.)

Jako zdeklarowany feminista stawiam na Barbarę N.. Ale absolutnie nie we wcieleniu Klary. Byłoby to marnotrawstwo talentu i charyzmy. Uważam, że jest predestynowana do dokonania w przyszłości przewrotu i doprowadzenia do "nowego otwarcia". Zatem mamy Dziadka do Orzechów w trzech osobach. Ależ to by była piękna koalicja! I dla 90% Polaków-katolików, reagujących na tradycyjne słowa-klucze, semantycznie swojska. 
Ech, aż się rozmarzyłem...


EPILOG 1 (bo przewiduję w przyszłości następne)
24 grudnia 2018 

 
Zawiodła mnie fantazja, a co gorsze instynkt polityczny. Postawiłem na Barbarę N., pomimo zauważalnych wahań w intensywności podejmowanych przez nią działań publicznych. Niestety, na własne życzenie została skonsumowana przez ni(e)jakiego Grigore Schetynescu w trzy dni. W pierwszym - już uprzedmiotowiona - roznosiła ulotki za kandydatem Czaskowskim, traktowana przez komitet wyborczy jak hostessa. W drugim przypomniano jej, że przewodniczący onegdaj "zarzucił konserwatywną kotwicę". W związku z tym w trzecim dniu sam Schetynescu na falach eteru oświadczył, że nasza Basia kochana może walczyć o bułkę dla każdego ucznia (i takie tam), ale niech sobie wybije z głowy łagodzenie ustawy antyaborcyjnej. Bo POPiS był, jest i będzie z Kościołem kat. - mateczką naszą!
 
Myślałem, że Barbara N. zreflektuje się i opuści to oportunistyczne towarzystwo. Nic z tych rzeczy. Podczas wieczoru wyborczego majaczyła coś o korzyściach płynących ze zjednoczenia, przyprawiając to melancholijnym uśmieszkiem. Ale minę miała jak krasula na widok inseminatora. Dobrze, że zrzuciła maskę i przestała udawać. Teraz - jeśli znajdzie się na liście - najpewniej trafi do PE. Ma rozpoznawalną twarz i "nazwisko". Ale wybierze ją elektorat PO, bo liczba 2-3% sympatyków Inicjatywy Polskiej znacznie stopniała. Uważają oni (nie bez racji), że zdradziła lewicę. Wie o tym Schetynescu. Na dłuższą metę zysk z połknięcia resztek po IP jest dla PO żaden. Dlatego może on nie dotrzymać gabinetowych targów podczas tworzenia koalicji, tym bardziej, że KO de facto już nie istnieje. Byłby to koniec politycznej kariery Barbary N. - a szkoda...
 
Nie wolno tworzyć koalicji wyborczej "od Sasa do Lasa". Takie ideowe "multi-kulti" jest tworem sztucznym i ludzie tego nie kupują. Owszem, zdarza się, że w koalicjach rządzących współpracują socjaliści z ludowcami i chadekami, albo chadecy z nacjonalistami, ale wymuszone to jest chęcią stworzenia większości, bo wówczas łatwiej się rządzi. Nie uda się przed wyborami stworzyć szerokiej koalicji nawet pod hasłem "anty-PiS". Tym bardziej, że coraz więcej Polaków widzi konieczność powołania frontu "anty-POPiS".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz