Artykuł opublikowany 23.02.2014
Z
okazji 200 rocznicy urodzin wybitnego etnografa i kompozytora OSKARA KOLBERGA, uchwałą Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej, został on wybrany
patronem roku 2014.
Dzisiaj - 22 lutego - wypełnia się dokładnie ta rocznica.
Oskar Kolberg (portret autorstwa Aleksandra Regulskiego, opublikowany w "Tygodniku
Ilustrowanym" w 1881 r.)
OSKAR KOLBERG był synem Juliusza Kolberga, ewangelika pochodzącego z Maklemburgii - kartografa, profesora miernictwa i geodezji na Uniwersytecie Warszawskim. Uczęszczał do Liceum Warszawskiego, tego samego w którym nauki pobierał Fryderyk Chopin. Rodziny Kolbergów i Chopinów przyjaźniły się ze sobą. Oskar uczył się gry na fortepianie m.in. u Józefa Elsnera, który również był nauczycielem Fryderyka. Następnie studiował w Akademii Handlowej w Berlinie, jednocześnie zgłębiając tajniki teorii muzyki i kompozycji.
Kolberg opracował ponad 1000 haseł z zakresu muzyki i muzykologii do Encyklopedii Powszechnej Samuela Orgelbranda. Jego spuścizna kompozytorska to utwory romantyczne na fortepian, dwie opery i pieśni. Dzisiaj zupełnie zapomniane, ponieważ nie były to znaczące dzieła. Niewątpliwie najważniejszym dokonaniem Kolberga pozostaje stworzenie podstaw etnografii polskiej. To właśnie etnografia była dziedziną, której oddawał się z pasją. Wykonał iście tytaniczną pracę. W dziele "Lud. Jego zwyczaje, sposób życia, mowa, podania, przysłowia, obrzędy, gusła, zabawy, pieśni, muzyka i tańce" składającego się z ok. 70 tomów, zebrał i usystematyzował kulturę ludową, dzieląc ją według regionów. Starannie wykształcony i pochodzący z "dobrego domu" Oskar Kolberg nie notował wątków obscenicznych. W swoich podróżach mieszkał przeważnie w dworkach szlacheckich, a tam przestrzegano dobrych manier, a raczej tylko udawano poprawność. Jest to niestety ogromna luka w wiekopomnym dziele badacza.
Ostatnie 20 lat życia spędził w Krakowie bądź w jego okolicach (Mogilany; Modlnica). Zmarł 3 czerwca 1890 roku.
Grób Oskara Kolberga na cmentarzu Rakowickim w Krakowie. Popiersie dłuta Tadeusza Błotnickiego.
Fot. Artur Jackowski
Lubię wieś nie tylko za jej sielankowość. Cenię ludzi ze wsi za szczerość, otwartość, świeżość spojrzenia na rzeczywistość, celność skojarzeń. Warunkiem dobrych relacji jest zdobycie ich zaufania. Nie wolno akcentować swojej wyższości ze względu na status społeczny czy też wykształcenie. Społeczność wiejska ma niestety również wady. Podstawową jest bezkrytyczne hołdowanie narzuconym przez tradycję autorytetom. Tam od wieków, niezmiennie, rządzi pleban.
Chodziłem do technikum, miałem koleżanki i kolegów z prowincji. Ludzie na wsi są pragmatyczni. Wiadomo, że najważniejszy w życiu jest fach w ręku, więc w większości wysyłali dzieci do szkół zawodowych, a nie liceów. Chętnie jeździłem na wycieczki, które nazywałem żartobliwie "z Kolbergiem po kraju". Potem balowałem na wiejskich weselach. Zajmując się zawodowo budownictwem zatrudniałem pracowników z okolicznych miejscowości. Często byli to górale, z którymi można konie kraść. Mają jednak dwie uciążliwe wady (nie wiadomo, która gorsza): - dewocję wyssaną z mlekiem matki i upodobanie do rzępolenia na instrumentach muzycznych.
Pamiętam z autopsji niektóre przyśpiewki. Jest również zbiorek "Na psa urok" wydany w 1971 r. własnym sumptem (sic!) przez Piotra Płatka (czasy Kolberga minęły, ale pruderia pozostała). Teraz zapraszam na pieśń z teki dobrotliwego zbieracza - pana Oskara. A potem zaprezentuję kilka przyśpiewek w wersjach oryginalnych. Były one esencją zabaw i wesel ludowych. Nie wolno ich pomijać, ponieważ byłoby to zwykłym fałszowaniem rzeczywistości. Etnografia jako poważna dziedzina kulturoznawstwa nie może sobie na to pozwolić!
Jednakowoż tym z moich czytelników, którym wulgaryzmy słowne przeszkadzają, proponuję zakończenie lektury na videoclipie, chociaż zapewniam, że z przeczytania kilku obscenicznych strofek nie trzeba się spowiadać. Ksiądz Józef Tischner - gdyby żył - przyznałby mi rację.
Dzisiaj - 22 lutego - wypełnia się dokładnie ta rocznica.
Oskar Kolberg (portret autorstwa Aleksandra Regulskiego, opublikowany w "Tygodniku
Ilustrowanym" w 1881 r.)
OSKAR KOLBERG był synem Juliusza Kolberga, ewangelika pochodzącego z Maklemburgii - kartografa, profesora miernictwa i geodezji na Uniwersytecie Warszawskim. Uczęszczał do Liceum Warszawskiego, tego samego w którym nauki pobierał Fryderyk Chopin. Rodziny Kolbergów i Chopinów przyjaźniły się ze sobą. Oskar uczył się gry na fortepianie m.in. u Józefa Elsnera, który również był nauczycielem Fryderyka. Następnie studiował w Akademii Handlowej w Berlinie, jednocześnie zgłębiając tajniki teorii muzyki i kompozycji.
Kolberg opracował ponad 1000 haseł z zakresu muzyki i muzykologii do Encyklopedii Powszechnej Samuela Orgelbranda. Jego spuścizna kompozytorska to utwory romantyczne na fortepian, dwie opery i pieśni. Dzisiaj zupełnie zapomniane, ponieważ nie były to znaczące dzieła. Niewątpliwie najważniejszym dokonaniem Kolberga pozostaje stworzenie podstaw etnografii polskiej. To właśnie etnografia była dziedziną, której oddawał się z pasją. Wykonał iście tytaniczną pracę. W dziele "Lud. Jego zwyczaje, sposób życia, mowa, podania, przysłowia, obrzędy, gusła, zabawy, pieśni, muzyka i tańce" składającego się z ok. 70 tomów, zebrał i usystematyzował kulturę ludową, dzieląc ją według regionów. Starannie wykształcony i pochodzący z "dobrego domu" Oskar Kolberg nie notował wątków obscenicznych. W swoich podróżach mieszkał przeważnie w dworkach szlacheckich, a tam przestrzegano dobrych manier, a raczej tylko udawano poprawność. Jest to niestety ogromna luka w wiekopomnym dziele badacza.
Ostatnie 20 lat życia spędził w Krakowie bądź w jego okolicach (Mogilany; Modlnica). Zmarł 3 czerwca 1890 roku.
Grób Oskara Kolberga na cmentarzu Rakowickim w Krakowie. Popiersie dłuta Tadeusza Błotnickiego.
Fot. Artur Jackowski
Lubię wieś nie tylko za jej sielankowość. Cenię ludzi ze wsi za szczerość, otwartość, świeżość spojrzenia na rzeczywistość, celność skojarzeń. Warunkiem dobrych relacji jest zdobycie ich zaufania. Nie wolno akcentować swojej wyższości ze względu na status społeczny czy też wykształcenie. Społeczność wiejska ma niestety również wady. Podstawową jest bezkrytyczne hołdowanie narzuconym przez tradycję autorytetom. Tam od wieków, niezmiennie, rządzi pleban.
Chodziłem do technikum, miałem koleżanki i kolegów z prowincji. Ludzie na wsi są pragmatyczni. Wiadomo, że najważniejszy w życiu jest fach w ręku, więc w większości wysyłali dzieci do szkół zawodowych, a nie liceów. Chętnie jeździłem na wycieczki, które nazywałem żartobliwie "z Kolbergiem po kraju". Potem balowałem na wiejskich weselach. Zajmując się zawodowo budownictwem zatrudniałem pracowników z okolicznych miejscowości. Często byli to górale, z którymi można konie kraść. Mają jednak dwie uciążliwe wady (nie wiadomo, która gorsza): - dewocję wyssaną z mlekiem matki i upodobanie do rzępolenia na instrumentach muzycznych.
Pamiętam z autopsji niektóre przyśpiewki. Jest również zbiorek "Na psa urok" wydany w 1971 r. własnym sumptem (sic!) przez Piotra Płatka (czasy Kolberga minęły, ale pruderia pozostała). Teraz zapraszam na pieśń z teki dobrotliwego zbieracza - pana Oskara. A potem zaprezentuję kilka przyśpiewek w wersjach oryginalnych. Były one esencją zabaw i wesel ludowych. Nie wolno ich pomijać, ponieważ byłoby to zwykłym fałszowaniem rzeczywistości. Etnografia jako poważna dziedzina kulturoznawstwa nie może sobie na to pozwolić!
Jednakowoż tym z moich czytelników, którym wulgaryzmy słowne przeszkadzają, proponuję zakończenie lektury na videoclipie, chociaż zapewniam, że z przeczytania kilku obscenicznych strofek nie trzeba się spowiadać. Ksiądz Józef Tischner - gdyby żył - przyznałby mi rację.
Można
wybaczyć Tadeuszowi Sygietyńskiemu, że przygotowując repertuar dla
zespołu "Mazowsze" nadawał piosenkom formy uładzone, albowiem
przeznaczone one były do publicznego przekazu. "Ej przeleciał ptaszek"; "Boli mnie noga" miały swoje przaśne pierwowzory.
Wersja "Mazowsza":
Boli mnie noga w biodrze,
nie mogę chodzić dobrze,
ale tańcować mogę,
zawiąże chustką nogę.
/jestem zdrowa na nogę./
A na wsi galicyjskiej śpiewało się:
Ja nie mogę tańczyć dobrze,
bo mnie noga boli w biodrze,
ale chłopom dawać moge,
bo odkładam na bok noge.
Rubaszne przyśpiewki z użyciem wulgaryzmów nie rażą mnie. Taki jest język "ludu pracującego miast i wsi". Gorzej, gdy przenoszony jest on np. do Sejmu RP.
Z Białego Dunajca:
Chujowe wesele,
chujowo muzyka,
dziywki już pijane,
chuj po stole bryko.
Z Witkowic:
Jedzie pociąg, jedzie
po żelaznych szynach,
a ja se pojeżdże
po ładnych dziewczynach.
Z Rudawy:
Dziękuje ci Wojtek
za piscołke z portek
tak mi pięknie grała,
aże dupka drgała.
Z Moszczenicy:
Ide se z wesela,
prowdze se druhne.
Co ujde kawołek,
to se druhne ruchne.
Z Jerzmanowic
Już nie bede taka głupia
jak w zeszłą niedziele!
chłopcy majtki mi ściągneli,
a ja stałam jak ciele.
Były też piosenki ociekające brutalnym erotyzmem ludowym z odniesieniem do zjawisk społecznych.
Z Dobczyc:
Kurwom byłaś dziewcze.
to ci powiem w oczy,
bom cie wygorgolił
tej ostatniej nocy.
Skurwysynem bede,
jak cie nie uwiede,
na środku gościńca
gorgolił cie bede.
Jo se skurwysynek,
jo se żyje szumnie,
co nockę to inno
kurwiareczka u mnie.
Z Mietniowa:
Ożenił się stary z młodą,
poszli razem spać,
stary młodej spać nie daje,
cztery razy w nocy wstaje,
ale tylko srać.
Ożenił się stary z starą,
poszli razem spać,
stare próchno, stare kości,
więcej smrodu niż miłości.Mógłbym tak jeszcze długo. Wolę autentyczny, nawet najbardziej obrazoburczy folklor, aniżeli ten oferowany przez "Cepelię" i wiejskie domy kultury.
Wersja "Mazowsza":
Boli mnie noga w biodrze,
nie mogę chodzić dobrze,
ale tańcować mogę,
zawiąże chustką nogę.
/jestem zdrowa na nogę./
A na wsi galicyjskiej śpiewało się:
Ja nie mogę tańczyć dobrze,
bo mnie noga boli w biodrze,
ale chłopom dawać moge,
bo odkładam na bok noge.
Rubaszne przyśpiewki z użyciem wulgaryzmów nie rażą mnie. Taki jest język "ludu pracującego miast i wsi". Gorzej, gdy przenoszony jest on np. do Sejmu RP.
Z Białego Dunajca:
Chujowe wesele,
chujowo muzyka,
dziywki już pijane,
chuj po stole bryko.
Z Witkowic:
Jedzie pociąg, jedzie
po żelaznych szynach,
a ja se pojeżdże
po ładnych dziewczynach.
Z Rudawy:
Dziękuje ci Wojtek
za piscołke z portek
tak mi pięknie grała,
aże dupka drgała.
Z Moszczenicy:
Ide se z wesela,
prowdze se druhne.
Co ujde kawołek,
to se druhne ruchne.
Z Jerzmanowic
Już nie bede taka głupia
jak w zeszłą niedziele!
chłopcy majtki mi ściągneli,
a ja stałam jak ciele.
Były też piosenki ociekające brutalnym erotyzmem ludowym z odniesieniem do zjawisk społecznych.
Z Dobczyc:
Kurwom byłaś dziewcze.
to ci powiem w oczy,
bom cie wygorgolił
tej ostatniej nocy.
Skurwysynem bede,
jak cie nie uwiede,
na środku gościńca
gorgolił cie bede.
Jo se skurwysynek,
jo se żyje szumnie,
co nockę to inno
kurwiareczka u mnie.
Z Mietniowa:
Ożenił się stary z młodą,
poszli razem spać,
stary młodej spać nie daje,
cztery razy w nocy wstaje,
ale tylko srać.
Ożenił się stary z starą,
poszli razem spać,
stare próchno, stare kości,
więcej smrodu niż miłości.Mógłbym tak jeszcze długo. Wolę autentyczny, nawet najbardziej obrazoburczy folklor, aniżeli ten oferowany przez "Cepelię" i wiejskie domy kultury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz