Artykuł opublikowany 8.11.2015
Jest sobota wieczór więc mam chęć na jakąś akcje
Wchodzę więc do klubu, czas na degustację...
Święte słowa! Też podczas zapiątku (a nawet częściej) mam podobną chcicę. Od czterdziestu kilku lat.
Zacytowane zdanie wyszło spod pióra rapera Liroya - antysystemowego posła na Sejm RP VIII kadencji. Estradowa gwiazda Piotra Marca mocno w ostatnich latach przybladła, a to z tego powodu, że hip-hopowe melorecytacje afroamerykanów z lat 70 ubiegłego stulecia (naśladowane później w Europie), nie mają chyba szans zaistnieć w kulturze plebejskiej jako gatunek ponadczasowy. Podobnie było ze stylem dixie w jazzie. Święcił tryumfy na początku XX wieku, po czym został skutecznie wyparty przez swingujących jazzmanów. Obecnie jest gatunkiem niszowym, chociaż miał znacznie większe szanse przetrwania z uwagi na ciekawsze, polifoniczne brzmienie kilkuosobowego big bandu. Raper zdany jest na siebie, bo przecież ewentualnie akompaniujący "kataryniarz" ma niewielki wpływ na kształt dzieła.
Trzeba uczciwie przyznać, że Liroy odniósł niekwestionowany sukces w połowie lat 90. W końcu tylko płyta Alboom rozeszła się w ponad 500 tys. nakładzie, co w polskich realiach rynkowych nie jest czymś zwyczajnym.
Na początku bieżącego roku muzyk (poeta?) zapowiedział zakończenie kariery estradowej. Nie wiem czy to pustka w zawodowym życiorysie, czy też przychodzący z wiekiem bagaż doświadczeń pchnął rapera w stronę polityki. W każdym razie dołączył do - kontestującej zdegenerowany władzą establishment - drużyny Pawła Kukiza. A że miał "nazwisko", to bez trudu zebrał potrzebną ilość głosów. Czy formacja zwojuje coś w parlamencie? Śmiem wątpić. Najpewniej zostaną skłóceni, a potem spacyfikowani przez PiS. Ale już odnieśli sukces! Zmusili (choć to jeszcze oficjalnie nie nastąpiło) "leśnych dziadków" i "barchanowe babcie" z partii systemowych do ustąpienia. Bez ich protestu byłoby to niemożliwe.
Powrócę do zapowiadającej się smakowicie - sądząc po przytoczonym na wstępie dwuwierszu - fabuły utworu. Utrzymany jest on w konwencji litanii, co powoduje, niestety, w odbiorze wrażenie monotonii. Opisywana czynność jest zakodowana w genach wszystkich bez wyjątku organizmów żywych, z naczelnymi włącznie. Zapewnia kontynuację gatunku. Dla Homo sapiens jest solą, a mówiąc dosłownie pieprzem życia. Oprócz naturalnych powinności reprodukcyjnych, wyzwala w człowieku skrajne uczucia i zachowania: od podziwu; miłości; uwielbienia - do zazdrości; zdrady; nienawiści. Ale żeby tak w każdym miejscu i o każdej porze mieć tylko jedną zachciankę? Nie wiem - może, może...
W tekście odnajduję ducha liryki Gałczyńskiego tyle, że podanej w przaśnej formie. Mistrz Ildefons w Rozmowie lirycznej pisał przecież:
(...)
Kocham Cię w słońcu. I przy blasku świec.
Kocham Cię w kapeluszu i w berecie.
W wielkim wietrze na szosie i na koncercie.
W bzach i w brzozach, i w malinach, i w klonach.
(...)
W taksówce. I w samochodzie. Bez wyjątku.
I na końcu ulicy. I na początku.
I gdy włosy grzebieniem rozdzielisz.
W niebezpieczeństwie. I na karuzeli.
W morzu. W górach. W kaloszach. I boso....
W slangu blokersów, dla których Liroy był idolem, bezokolicznik "jebać" ma wiele znaczeń. To nie tylko beznamiętna kopulacja, jak próbują wmówić przejrzałym, grzecznym dziewczynkom ich pruderyjni rodzice. "Jebać" można przedmioty, wydarzenia. etc.. Dlatego mając na uwadze nową misję posła Piotra Marca pozwolę sobie ułożyć logiczny ciąg znaczeniowy. Takie wariacje na temat obiegowego znaczenia słów to nic nowego. Uprawiali je Witkacy, Gombrowicz i inni.
Jebać ustawę - poddawać merytorycznej krytyce - odrzucić/nowelizować - tworzyć nową => procedować.
Zastąpię we fragmencie songu Liroya Jebać mi się chce czasownik "jebać" - cz. "procedować":
(...)
Procedować Mi się chce godzinami
Procedować Mi się chce też nocami
Procedować Mi się chce ciągle całymi dniami
Procedować Mi się chce mówiąc między Nami
Kiedy budzę się rano procedować Mi się chce
Kiedy jem śniadanie procedować Mi się chce
Kiedy idę po ulicy procedować Mi się chce
Kiedy procedować Mi się chce to procedować Mi się chce
Kiedy jestem na zakupach to procedować Mi się chce
Kiedy siedzę u fryzjera to procedować Mi się chce
Kiedy jestem na imprezie to procedować Mi się chce
Kiedy Cię widzę to procedować Mi się chce
(...)
I co? Z obrazoburczego tekstu powstał manifest pozytywistyczny z naciskiem na żmudną pracę organiczną. Przy odrobinie dobrej woli i lekko rozbudzonej wyobraźni można wychwycić w tym utworze etos dziejów Niechciców; Judyma; Siłaczki; Wokulskiego; Bohatyrowiczów...
Może poseł Piotr Marzec w nowej odsłonie okaże się tytanem pracy? Tatuaże o niczym nie świadczą, a arogancja to tylko maska ochronna przed niewybrednymi atakami.
Przywołam zdarzenie sprzed 4 lat. Do Sejmu wszedł Robert Biedroń - nie dość, że "pedał", to jeszcze od Palikota. Dla "prawdziwych Polaków" - Sodoma i Gomora. A kto później siedział w pustej sali plenarnej przed północą i słuchał posła-sprawozdawcy? Zazwyczaj Robert! Obecnie jest ogólnie szanowanym prezydentem Słupska, z niemałymi szansami na objęcie najważniejszego urzędu w państwie. Ale to za pięć lat, gdy POPiSowcy pozagryzają się nawzajem!
Z kronikarskiego obowiązku przedstawiam rzeczoną piosenkę w oryginalnym wykonaniu LIROYA. Czytelnicy o wysublimowanym smaku mogą sobie odsłuchiwanie videoclipu darować.
Wchodzę więc do klubu, czas na degustację...
Święte słowa! Też podczas zapiątku (a nawet częściej) mam podobną chcicę. Od czterdziestu kilku lat.
Zacytowane zdanie wyszło spod pióra rapera Liroya - antysystemowego posła na Sejm RP VIII kadencji. Estradowa gwiazda Piotra Marca mocno w ostatnich latach przybladła, a to z tego powodu, że hip-hopowe melorecytacje afroamerykanów z lat 70 ubiegłego stulecia (naśladowane później w Europie), nie mają chyba szans zaistnieć w kulturze plebejskiej jako gatunek ponadczasowy. Podobnie było ze stylem dixie w jazzie. Święcił tryumfy na początku XX wieku, po czym został skutecznie wyparty przez swingujących jazzmanów. Obecnie jest gatunkiem niszowym, chociaż miał znacznie większe szanse przetrwania z uwagi na ciekawsze, polifoniczne brzmienie kilkuosobowego big bandu. Raper zdany jest na siebie, bo przecież ewentualnie akompaniujący "kataryniarz" ma niewielki wpływ na kształt dzieła.
Trzeba uczciwie przyznać, że Liroy odniósł niekwestionowany sukces w połowie lat 90. W końcu tylko płyta Alboom rozeszła się w ponad 500 tys. nakładzie, co w polskich realiach rynkowych nie jest czymś zwyczajnym.
Na początku bieżącego roku muzyk (poeta?) zapowiedział zakończenie kariery estradowej. Nie wiem czy to pustka w zawodowym życiorysie, czy też przychodzący z wiekiem bagaż doświadczeń pchnął rapera w stronę polityki. W każdym razie dołączył do - kontestującej zdegenerowany władzą establishment - drużyny Pawła Kukiza. A że miał "nazwisko", to bez trudu zebrał potrzebną ilość głosów. Czy formacja zwojuje coś w parlamencie? Śmiem wątpić. Najpewniej zostaną skłóceni, a potem spacyfikowani przez PiS. Ale już odnieśli sukces! Zmusili (choć to jeszcze oficjalnie nie nastąpiło) "leśnych dziadków" i "barchanowe babcie" z partii systemowych do ustąpienia. Bez ich protestu byłoby to niemożliwe.
Fot.
Powrócę do zapowiadającej się smakowicie - sądząc po przytoczonym na wstępie dwuwierszu - fabuły utworu. Utrzymany jest on w konwencji litanii, co powoduje, niestety, w odbiorze wrażenie monotonii. Opisywana czynność jest zakodowana w genach wszystkich bez wyjątku organizmów żywych, z naczelnymi włącznie. Zapewnia kontynuację gatunku. Dla Homo sapiens jest solą, a mówiąc dosłownie pieprzem życia. Oprócz naturalnych powinności reprodukcyjnych, wyzwala w człowieku skrajne uczucia i zachowania: od podziwu; miłości; uwielbienia - do zazdrości; zdrady; nienawiści. Ale żeby tak w każdym miejscu i o każdej porze mieć tylko jedną zachciankę? Nie wiem - może, może...
W tekście odnajduję ducha liryki Gałczyńskiego tyle, że podanej w przaśnej formie. Mistrz Ildefons w Rozmowie lirycznej pisał przecież:
(...)
Kocham Cię w słońcu. I przy blasku świec.
Kocham Cię w kapeluszu i w berecie.
W wielkim wietrze na szosie i na koncercie.
W bzach i w brzozach, i w malinach, i w klonach.
(...)
W taksówce. I w samochodzie. Bez wyjątku.
I na końcu ulicy. I na początku.
I gdy włosy grzebieniem rozdzielisz.
W niebezpieczeństwie. I na karuzeli.
W morzu. W górach. W kaloszach. I boso....
W slangu blokersów, dla których Liroy był idolem, bezokolicznik "jebać" ma wiele znaczeń. To nie tylko beznamiętna kopulacja, jak próbują wmówić przejrzałym, grzecznym dziewczynkom ich pruderyjni rodzice. "Jebać" można przedmioty, wydarzenia. etc.. Dlatego mając na uwadze nową misję posła Piotra Marca pozwolę sobie ułożyć logiczny ciąg znaczeniowy. Takie wariacje na temat obiegowego znaczenia słów to nic nowego. Uprawiali je Witkacy, Gombrowicz i inni.
Jebać ustawę - poddawać merytorycznej krytyce - odrzucić/nowelizować - tworzyć nową => procedować.
Zastąpię we fragmencie songu Liroya Jebać mi się chce czasownik "jebać" - cz. "procedować":
(...)
Procedować Mi się chce godzinami
Procedować Mi się chce też nocami
Procedować Mi się chce ciągle całymi dniami
Procedować Mi się chce mówiąc między Nami
Kiedy budzę się rano procedować Mi się chce
Kiedy jem śniadanie procedować Mi się chce
Kiedy idę po ulicy procedować Mi się chce
Kiedy procedować Mi się chce to procedować Mi się chce
Kiedy jestem na zakupach to procedować Mi się chce
Kiedy siedzę u fryzjera to procedować Mi się chce
Kiedy jestem na imprezie to procedować Mi się chce
Kiedy Cię widzę to procedować Mi się chce
(...)
I co? Z obrazoburczego tekstu powstał manifest pozytywistyczny z naciskiem na żmudną pracę organiczną. Przy odrobinie dobrej woli i lekko rozbudzonej wyobraźni można wychwycić w tym utworze etos dziejów Niechciców; Judyma; Siłaczki; Wokulskiego; Bohatyrowiczów...
Może poseł Piotr Marzec w nowej odsłonie okaże się tytanem pracy? Tatuaże o niczym nie świadczą, a arogancja to tylko maska ochronna przed niewybrednymi atakami.
Przywołam zdarzenie sprzed 4 lat. Do Sejmu wszedł Robert Biedroń - nie dość, że "pedał", to jeszcze od Palikota. Dla "prawdziwych Polaków" - Sodoma i Gomora. A kto później siedział w pustej sali plenarnej przed północą i słuchał posła-sprawozdawcy? Zazwyczaj Robert! Obecnie jest ogólnie szanowanym prezydentem Słupska, z niemałymi szansami na objęcie najważniejszego urzędu w państwie. Ale to za pięć lat, gdy POPiSowcy pozagryzają się nawzajem!
Z kronikarskiego obowiązku przedstawiam rzeczoną piosenkę w oryginalnym wykonaniu LIROYA. Czytelnicy o wysublimowanym smaku mogą sobie odsłuchiwanie videoclipu darować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz