niedziela, 25 marca 2018

ŚWIĄTYNIA OPATRZNOŚCI BOŻEJ

Artykuł opublikowany 22.12.2014


Historia budowy Świątyni Opatrzności Bożej liczy ponad 200 lat. Miała powstać jako wotum wdzięczności za Konstytucję 3 Maja. Wzmianka  o budowie świątyni poświęconej "Najwyższej Opatrzności", znajduje się w aneksie do tekstu Konstytucji pt. "Deklaracja Stanów Zgromadzonych". Twórcami i redaktorami tekstu ustawy zasadniczej na Sejmie Czteroletnim byli w większości masoni: - Stanisław August Poniatowski, Ignacy Potocki,  Scypione Piattoli oraz Stanisław Kostka Potocki, Kazimierz Nestor Sapieha, Ignacy Działyński, Tadeusz Matuszewicz, Adam Kazimierz Czartoryski.

W I i II Rzeczypospolitej nie było na to środków, chociaż w 1792 roku zabrano się żwawo do roboty. Ale II rozbiór Polski i wkroczenie Rosjan do Warszawy spowodował przerwanie dopiero co rozpoczętej  budowy. Pierwszy raz idea wypełnienia  "ślubów" Sejmu Wielkiego odżyła w 1921, tuż po odzyskaniu przez Polskę niepodległości.  Uchwalono nawet na tę okoliczność ustawę. Jednak ówcześni decydenci wykazali się zdrowym rozsądkiem i odpowiedzialnością, przedkładając konieczność finansowania doraźnych potrzeb obywateli powstającej z gruzów państwowości, ponad fanaberie hierarchów Kościoła kat.. Ponadto dotykające Polskę w międzyczasie zawieruchy dziejowe (III rozbiór Polski i II wojna światowa), skutecznie te gigantomańskie zapędy blokowały. Nawiasem mówiąc konfederacja targowicka, będąca de facto przygotowaniem gruntu pod III rozbiór Polski, była gorąco popierana przez Kościół kat.. Papież Pius VI wystosował specjalne błogosławieństwo dla dzieła konfederatów. Zdrajcami popierającymi Targowicę okazali się: - prymas Michał Jerzy Poniatowski, biskup chełmski Wojciech Skarszewski, biskup żmudzki Jan Stefan Giedroyć, biskup poznański Antoni Onufry Okęcki, biskup łucki Adam Naruszewicz i biskup wileński Ignacy Jakub Massalski. Zgrana kompanija sprzedawczyków.

Liczący dwa tysiąclecia Kościół kat. potrafi cierpliwie czekać, ale i bezwzględnie uderzyć. W 1991 r. z inicjatywą "odkurzenia" idei budowy Świątyni Opatrzności Bożej wystąpił - czując sprzyjający wiatr -  prymas Polski kardynał Józef Glemp. Niedopieszczony sługa boży o niewybujałym intelekcie i w dodatku stojący zawsze w cieniu Karola Wojtyły, zapragnął zbudować za państwowe pieniądze swoją "piramidę". W końcu zabiegi purpurata uwieńczone zostały sukcesem. Sejm RP uchwałą z dnia 23 października 1998 r. wyraził uznanie dla inicjatywy prymasa Polski. Przypominam, że działo się to za rządów AWS. W Parlamencie rej wodzili konfesyjni politycy: - Płażyński; Grześkowiak; Sobecka; Czarnecki; J. Kaczyński; Kapera; Kropiwnicki; Łopuszański; Piłka; Niesiołowski... Pracami rady ministrów kierował z tylnego siedzenia Marian Krzaklewski. Nominalny premier Jerzy Buzek był tylko figurantem i to w stadium klinicznym. Nawet podczas golenia widział w lustrze Pięknego Maryjana. Wicepremierował Janusz Tomaszewski - absolwent zawodówki, specjalista od wałów korbowych. Największe dokonania tych polityków to projekt ogłoszenia Chrystusa królem Polski, oraz cztery reformy, z których następne rządy jeszcze długo i kosztownie będą musiały się wycofywać.



         Wizualizacja Świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie


Lud boży nie chce jednak finansować Opatrzności, ponieważ nikt z bogatego panteonu świętych w tamtej okolicy się nie objawił. Nie śmiem przywoływać Maryi Dziewicy, ale ukazanie się chociażby św. Józefa, albo konkurencji w postaci np. Pana Buka - Potwora Spaghetti, spowodowałoby aktywizację turystyki pielgrzymkowej, co z kolei dawałoby nadzieję na stałe zyski. Ale decyzja polityczna kościółkowych parlamentarzystów i chęć szczera hierarchów to jednak za mało, by otworzyć pularesy wiernych. Co prawda archidiecezja warszawska rozporządza miliardowym majątkiem, ale ojcowie Kościoła kat. przez wieki wypracowali zasadę, że środki finansowe na ich przedsięwzięcia są pozyskiwane z zewnątrz. Zatem niechaj tradycji stanie się zadość - tak nam dopomóż Panie Boże i Wszyscy Święci!

Trzeba było koniecznie wymyślić jakiś "myk", aby sięgnąć po pieniądze podatnika. I wymyślono: - w Świątyni Opatrzności Bożej utworzy się Centrum Opatrzności Bożej, a mówiąc prościej muzeum Jana Pawła II i kardynała Wyszyńskiego. Jakie to proste, a zarazem genialne! To nic, że w Polsce przez minione 25 lat otwarto więcej tzw. instytutów myśli JP II, niż Karol Wojtyła miał myśli. To nic, że w momencie przyjęcia przez  posłów uchwały o utworzeniu w budżecie rezerwy celowej na dofinansowanie przedsięwzięć kulturalnych (w tym ŚOB), budowa była na etapie wylewania fundamentów, a muzeum ma znajdować się na 8 piętrze, tuż pod kopułą. To nic w końcu, że w 2011 NIK zakwestionowała jedną z dotacji budżetowych. Od 2008 roku władze RP wyznające liberalizm gospodarczy, zapewniające obywateli o  transparentności działania swoich urzędników, dopuściły do finansowania zachcianek Kościoła kat., gwałcąc tym samym zapisy konstytucyjne.

W sumie na sfinansowanie Świątyni Opatrzności Bożej (oficjalnie na muzeum) budżet państwa wydał już ok. 70 mln złotych, nie licząc 20 mln wyłożonych przez sejmik województwa mazowieckiego na przygotowanie ekspozycji (2006). Na wybudowanie jakiegokolwiek muzeum - nawet "wypasionego" - wystarczy z powodzeniem kilka milionów. Ostatnio, pod osłoną nocy, przegłosowano w Sejmie poprawkę do budżetu na rok 2015,  zgłoszoną przez posłów PO i PSL. Zakłada ona przekazanie 16 mln zł z puli kultury na utworzenie rezerwy celowej pod nazwą "Środki na realizację zadań w zakresie kultury, w tym Muzeum Jana Pawła II w Świątyni Opatrzności Bożej". Za przyjęciem poprawki głosował POPiS; PSL i Jego Szerokość Ryszard Kalisz, mający ambicję zostania kandydatem zjednoczonej lewicy w wyborach prezydenckich. Rysiu, fajny chłopaku - nie nadymaj się tak bardzo. Prezydentem RP zostanie ponownie niepociumany Bronisław Komorowski. Decyzja zapadła poza lewicą. Podjął ją Jarosław Kaczyński wystawiając w szranki jakąś tam Dudę. Ale to już inny temat.

Ktoś dowcipnie zauważył, że  bryła świątyni przypomina wyciskarkę do cytrusów. Takie nasuwa się skojarzenie podczas oglądania budowli. Ale ma to też znaczenie symboliczne. W Polsce brakuje środków na wszystko: - ochronę zdrowia; oświatę; drogi; budownictwo socjalne; etc.. Dla ratowania budżetu sięga się do kieszeni najbiedniejszych, bo są ich miliony. Z drugiej strony lekką ręką sponsoruje się budownictwo sakralne, tylko dlatego, by zapewnić sobie przychylność kleru podczas wyborów. Dokonuje tego arogancka - za sprawą swojej bezkarności - kasta, składająca się z resztek przechrzczonych postkomuchów i większości zdegenerowanych postsolidaruchów.
Kościół katolicki bezczelnie wyciska państwo polskie jak cytrynę. Na otrzeźwienie czynnych polityków nie ma co liczyć, bo to są zdrajcy interesów społecznych. Do czego to doprowadzi? Odpowiedź znajduje się na kartach historii...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz