sobota, 24 marca 2018

REFERENDUM - instrument obywatelski

Artykuł opublikowany 13.10.2013



Nie wiem jakim prezydentem jest Hanna Gronkiewicz-Waltz. Nie mieszkam w Warszawie i rzadko tam bywam. Wiem, że otrzymała staranne wykształcenie na Uniwersytecie Warszawskim - jednej z najlepszych uczelni w Polsce. Działo się to w PRL-u, co stanowi dodatkowy argument świadczący o solidności zdobytej wiedzy. Niewątpliwie magisterium ze specjalizacją publiczne prawo gospodarcze i doktorat na podstawie dysertacji Rola ministra przemysłowego w zarządzaniu gospodarką państwową, poparte wieloletnią pracą na wysokich stanowiskach państwowych jest wystarczającą legitymacją do piastowania urzędu prezydenta stolicy.

HGW1.jpg
Hanna Gronkiewicz-Waltz - młoda, wykształcona, pełna energii.

Inna sprawa to życie duchowe Hanny Gronkiewicz-Waltz. W 1982 zaczęła brać udział w Ruchu Odnowy w Duchu Świętym.  Nie widzę w tym nic zdrożnego, chociaż tego nie rozumiem. Czas stanu wojennego sprzyjał rozterkom egzystencjalnym w poszukiwaniu własnej tożsamości. Była wówczas pracownikiem naukowym UW, a więc osobą prywatną. Sytuacja uległa diametralnej zmianie, gdy w grudniu 1991 prezydent Lech Wałęsa złożył w Sejmie wniosek o powołanie jej na stanowisko prezesa Narodowego Banku Polskiego, a przyszła szefowa banku centralnego jakby nie załapała doniosłości tego, w czym przyszło jej uczestniczyć. W wywiadach prasowych z całą powagą oświadczała, że w ważnych sprawach zawsze zwraca się o  "radę" do Ducha Św.. Taka kuriozalna deklaracja w ustach wysokiego urzędnika świeckiego państwa jest niedopuszczalna. W okresie transformacji ustrojowej po 1989, gdy dochodzące do głosu środowiska konfesyjne zaczęły lansować teorię, że wolność zawdzięczamy Bogu i jego funkcjonariuszom na Ziemi, takie stwierdzenie pachniało koniunkturalizmem i konformizmem.  Ponadto przekazała Kościołowi kat. jasny sygnał (niechcący?), że może śmielej przystąpić do łupienia Skarbu Państwa.

Referendum jest w państwach demokratycznych ważnym instrumentem dialogu społeczeństwa z władzą . Jak tego elementu brakuje, to dialog przeradza się w ekscesy uliczne. 13 października 2013 ma odbyć się referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz ze stanowiska prezydenta Warszawy. Partia rządząca, z której wywodzi się obecna prezydent, prowadzi od kilku tygodni bezprecedensową kampanię na rzecz bojkotu plebiscytu. Od ponad 20 lat bolejemy (i słusznie), że społeczeństwo polskie cechuje brak odpowiedzialności obywatelskiej. W wyborach na różnych szczeblach frekwencja na ogół nie przekracza 50%. I nagle okazuje się, że prawidłowa postawa to bojkot. Dlaczego? - prosta sprawa. Analitycy PO - po zapoznaniu się z nastrojami wśród Warszawiaków - dobrze wiedzą, że  jedyną szansą na utrzymanie stanowiska przez HGW jest doprowadzenie do ogłoszenia nieważności referendum ze względu na zbyt małą frekwencję  (próg to 389 430 osób).  Ale o tym się głośno nie mówi. Oficjalna propaganda podaje, że poparcie dla urzędującej prezydent wynosi 53%. Skoro tak, to nielogicznym jest namawianie wyborców do pozostania w domu. Trzeba iść, obronić swoją kandydatkę i odtrąbić zwycięstwo partii rządzącej a przy okazji demokracji.

Budowanie społeczeństwa obywatelskiego, to proces wieloletni. Należy zakorzenić w ludziach nawyk uczestnictwa w ważnych wydarzeniach społeczno-politycznych, który potem będzie automatycznie przechodzić z ojca na syna. Bo PAŃSTWO to MY. W kuglarstwo na rzecz bojkotu referendum PO zaangażowała znanych przedstawicieli świata kultury i nauki (o politykach nie mówię, bo to swołocz pilnująca tylko swojego partykularnego interesu). Dziwię się, że pozwalają sobą manipulować! Widziałem ostatnio (po raz pierwszy) inicjatora plebiscytu Piotra Guziała w programie Moniki Olejnik. Zrobił na mnie dobre wrażenie. Był kulturalny i przygotowany merytorycznie, w odróżnieniu od interlokutora - Daniela Olbrychskiego - który był tylko kulturalny. Dziwię się również moim znajomym na fejsbuku - ludziom myślącym, niezależnym, a jednak bez zastanowienia powtarzającym banialuki głoszone przez politruków PO.  Cóż się stanie, jak przez rok stolicą będzie kierował komisarz? Przecież zostanie nim zapewne ktoś z otoczenia obecnej prezydent, więc jakichś wielkich kosztów  Warszawa z tego tytułu nie poniesie. A zysk dla podniesienia morale społeczeństwa ewidentny - oddolne poskromienie arogancji władzy.

HGW2.jpg
Hanna Gronkiewicz-Waltz - tyle mnie dzieli od katastrofy. 

Za dwa lata wybory parlamentarne. PO w obecnej strukturze nie ma szans na pozostanie partią rządzącą. Kolej przyszła na lewicę, ale ta zwaśniona na tle personalnym (jak prawica 20 lat temu), nie chce wziąć władzy leżącej "na ulicy". Wygra - podszywające się pod hasła lewicowe -  PiS, to pewne. Chodzi teraz o to, aby nie mogło rządzić samodzielnie, bo wtedy czeka Polskę dyktatura satrapy Kaczyńskiego. W Toruniu szara eminencja polskiej polityki - Tadeusz Rydzyk - w każdej chwili jest w stanie skrzyknąć 1,5 do 2 mln. szabel. Pójdą do boju wyborczego karnie, bo mają za to obiecaną wieczność w niebiosach. Elektorat ten powiększy spauperyzowane społeczeństwo ściany wschodniej. Przeciwwagą dla zwolenników PiSu będzie inteligencja trzeciego wieku (bo my mamy zakodowane "w centrali" chodzenie na wybory, choćby po to aby oddać pustą kartę); zabiegane pokolenie średnie w mniejszości, bo może mieć w dniu wyborów akurat ważniejsze zajęcia - np. grillowanie. Siłą, która może przeważyć szalę jest oczywiście młodzież. Ale ona nie dość, że musi brać udział w "wyścigu szczurów" aby żyć na jakim-takim poziomie, to jeszcze od lat jest indoktrynowana dogmatami religijnymi. Z jednej strony karmiona mało zrozumiałym w dzisiejszych czasach hasłem: "Bóg, honor, Ojczyzna", z drugiej zauważająca upadek autorytetów z Janem Pawłem II na czele. A na dodatek brakuje jednoznacznej informacji czy patriota chodzi na wybory, czy wręcz przeciwnie.

Czarno to widzę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz