wtorek, 27 marca 2018

REFERENDUM - epitafium do requiem wg Gajowego

Artykuł opublikowany 4.09.2015



Bronisław Komorowski, roztrwoniwszy w ciągu trzech miesięcy połowę z ponad 60% poparcia, obudził się z  "ręką w nocniku" i przed II turą nabzdyczył się i postanowił odrobić straty. Najpierw stał się zwolennikiem jow-ów, bo trzeci Kukiz ma na ich punkcie zajoba. Naprędce zmajstrował wniosek o przeprowadzenie referendum w tej sprawie (klepnięty natychmiast przez Senat),  Potem zapragnął znowelizować dopiero co przyjętą przez siebie, i wprowadzoną w życie, ustawę o podniesieniu wieku emerytalnego, bo Duda w swoich radosnych konfabulacjach rzucił takiego "pomysła". Ogromnie żałuję, że w II turze konkurentem urzędującego prezydenta nie był Janusz Palikot. Czuję, że wówczas pan Bronisław byłby gotów zerwać haniebny konkordat, czym zaskarbiłby sobie (nie tylko moją jak sądzę) dozgonną wdzięczność.

Były to jednak przedśmiertne drgawki pacjenta na stanowisku prezydenta RP. Chłodnym obserwatorom każdy kolejny dzień nieudolnych zmagań sztabu wyborczego, materializował widmo klęski. Zewsząd dobiegały już niestety żałosne pienia: - anielski orszak niech twą duszę przyjmie, uniesie z ziemi ku wyżynom nieba... Oczywiście jako metafora tycząca reelekcji.

Gdy po I turze porażka ciałem się stała trzeba było skonsumować tę żabę, aby nie wyjść na idiotę (albowiem spisane będą czyny i rozmowy). Improwizowane spontanicznie obiecanki składane w takt wybujałej fantazji przeciwnika, należało chociaż w części zrealizować. Zrezygnowano z deklaracji najcięższego kalibru, czyli obniżenia - dopiero co podniesionego (sic!) - wieku emerytalnego. I całe szczęście, bo to by oznaczało "psychiatryczną przypadłość" prezydenta i jego doradców. Na to miejsce wprowadzono dwa pytania: - o źródle finansowania partii politycznych i o wykładni przepisów prawa podatkowego. W związku z brakiem czasu nie przeprowadzono konsultacji społecznych, a nawet partyjnych w większym gremium. Abstrahując od wątpliwości natury prawnej zgłaszanych przez ekspertów, pytania są po prostu dla ogółu społeczeństwa niezrozumiałe. Co więcej - gdyby ktoś naznaczony obywatelskim obowiązkiem (jak ja) postanowił dogłębnie poznać temat, to rozterki w jego głowie ulegną spotęgowaniu. Załóżmy, że jestem za wprowadzeniem jow-ów. Ale to jeszcze nic nie znaczy (przynajmniej dla mnie). Muszę jednocześnie mieć gwarancję, że liczba kadencji każdemu deputowanemu zostanie ograniczona, albo wprowadzony będzie tryb ich odwoływania w trakcie kadencji. Bo wtedy i tylko wtedy "wybrańcy narodu" będą reprezentowali interesy wyborców, a nie macierzystych partii. Kontrola jest najwyższą formą zaufania - głosił Feliks Edmundowicz D. i miał rację, chociaż był łotrem spod ciemnej gwiazdy. Bez przyjęcia szczegółowych uwarunkowań mogą zostać wypaczone reformatorskie intencje projektodawców. Nie dość, że zostanie spolaryzowana scena polityczna do dwóch najsilniejszych partii, to ponadto powstanie podatny grunt pod tworzenie grup nieformalnych wzajemnej adoracji typu "wicie, rozumicie".

Referendum jest wspaniałym instrumentem dialogu władzy ze społeczeństwem w demokracji. Wszakże to nie panaceum na wszystkie bolączki. Ogłaszane w panice przed gniewem wyborców zdegustowanych arogancją władzy - jako teatrum propagandowo-sondażowe - prowadzi donikąd. Jest (wbrew intencjom organizatorów) manifestacją populizmu, a nawet prostackiej manipulacji. Referenda ogólnokrajowe, aby były skuteczne, muszą dotyczyć spraw ważkich dla szerokiego spektrum społeczeństwa, z jasno postawionym pytaniem i możliwością natychmiastowego stanowienia w przypadku osiągnięcia wymaganego poparcia. Tak było w przypadku plebiscytu w 1997 (w sprawie nowej Konstytucji RP) i 2003 (w sprawie przystąpienia Polski do UE).
Podpowiadam prezydentowi RP, partiom, posłom, senatorom, w końcu skrzykniętej pięćset tysięcznej grupie obywateli: - jest aktualnie ważkie pytanie coraz bardziej elektryzujące Polaków. Brzmi ono mniej więcej tak:
- Czy jesteś za nauczaniem religii w szkołach publicznych i finansowaniem jego kosztów z budżetu państwa?
Nie jestem naiwny. Nie przeprowadzi takiego głosowania POPiS, składający się z bigoteryjno-dewocyjnych postsolidarnościowych popłuczyn, ani zdegenerowana lewica puszczająca oko do neoliberałów i hierarchów Kościoła kat.. Dokona tego wykluwająca się "nowa lewica" (z definicji postępowa i racjonalnie myśląca) oraz przyszły prezydent ROBERT BIEDROŃ!!!
Co, popłynąłem? Może... pożyjemy - zobaczymy...
Na razie ciemność, widzę ciemność, ciemność widzę...

Pytają mnie znajomi czy pójdę na referendum 6 września. Odpowiadam frazą z Gajowego wypowiedzianą na okoliczność próby odwołania Bufetowej ze stanowiska prezydenta Warszawy: - "ja się na referendum nie wybieram". Nie dlatego abym chciał zrobić na złość Platformersom. Po prostu chcąc być uczciwym wobec siebie musiałbym zaznaczyć 3 x NIJAK, a takiej odpowiedzi ustawodawca nie przewidział.
Przypuszczam, że wyborcy traktują najbliższy plebiscyt jako wewnętrzną sprawę PO - polityków, ich środowiska i betonowego elektoratu. Będzie to aktualny przegląd sił przed październikową elekcją. Stawiam na ok. 20% frekwencję.



 


       Fot. Ronny Hartmann


PRZEMYSŁAW ĆWIKLIŃSKI 

Bronisław Komorowski mógł pójść do ambulatorium, gdzie by mu podano laudanum, calcium albo barium, żeby nie popadł w delirium. Mógł urządzić seminarium lub konwersatorium i omówić tam różnice dzielące sacrum od profanum. Mógł pójść do laboratorium, wykąpać się w akwarium albo napisać kolokwium. Mógł doglądać fokarium, delfinarium, serpentarium albo oceanarium. Mógł zbezcześcić tabernakulum, wziąć udział w triduum albo zaśpiewać preludium do oratorium. Mógł zepsuć astrolabium, przejść się po atrium i ateneum, utlenić aluminium, zakwasić duraluminium lub zgarnąć beneficjum. Mógł zamknąć żonę monstrum w bestiarium lub hospicjum i tam obserwować jej klimakterium. Mógł zasadzić caprifolium, zapłacić kolegium, zwołać konsylium, zakłócić harmonium, wypowiedzieć wojnę imperium, sprzedać prezydenckie insygnium, opracować kalendarium albo zburzyć konsorcjum. Mógł ograniczyć się do minimum lub dążyć do maksimum, trafić w meritum, nie trafić do insektarium, postrzelać z parabellum z podium na peryferium. Mógł poprosić prezydium, żeby znalazło dla niego odpowiednie prosektorium, gdzie mógłby się oddać szukaniu kompendium dla uczniów liceum, gimnazjum lub dla studentów po absolutorium i przygotowujących się do magisterium. Mógł wyznaczyć kryterium ścieralności dla linoleum. Mógł policzyć kontinuum i nie liczyć kwantum. Mógł zaproponować prowizorium budżetowe. Mógł ogłosić moratorium, spojrzeć na koloseum i powąchać geranium. Mógł wybrać instrumentarium dla jednego ministerium albo nawet dla dwóch. Mógł zajrzeć do kolumbarium, a wcześniej do leprozorium. Mógł lelum polelum albo fiksum dyrdum. Mógł szukać odium dla opium. Mógł przebrać się w spodnium, zjeść makaron z pszenicy durum, a potem pochlapać się w baptysterium. Mógł awansować jakieś indywiduum albo przedłużyć interregnum. Mógł poddać się kondominium niemiecko-rosyjskiemu. Mógł pić mleko w laktarium, a wódkę w mauzoleum. Mógł spędzić noc w muzeum. Mógł znaleźć antidotum, postawić ultimatum lub za pomocą wakuum określić mitochondrium. W centrum miasta mógł wyznaczyć granice swojego dominium. W jakimś lokum mógł zebrać gremium (nawet bez kworum) i na forum ogłosić powstanie wiwarium. Mógł pójść do konserwatorium, postawić wotum, tarzać się w rosarium, przeglądać album, zwiedzać arboretum, znaleźć remedium, zgubić akcesorium, odnaleźć się w panoptikum lub urządzić takie pandemonium, że wszyscy musieliby połknąć relanium.
Nie, kurwa, on musiał ogłosić referendum.

/Słówka pólgłówka - "Nie" 34/2015/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz