niedziela, 18 marca 2018

GENEZA WOJNY O KRZYŻ

Artykuł opublikowany 5.10.2010



    Aby  zrozumieć gorszące sceny wokół krzyża ustawionego przez
 harcerzy przed Pałacem Namiestnikowskim w Warszawie, należy
spokojnie i bez emocji przeanalizować korelacje pomiędzy Państwem
i  Kościołem katolickim po II wojnie światowej. 
  
    W epoce terroru stalinowskiego (1948-1955) Polska była krajem
bezprawia. Wolność wyznania była fikcją. Księży, jak i świeckich
katolików (głośno artykułujących swój światopogląd) spotykały szykany
ze strony władzy. Kościół bronił prawa do głoszenia Ewangelii. 
Jako instytucji groziła mu - wzorem Związku Radzieckiego - delegalizacja. Na szczęście do tego nie doszło. Te nieuczciwe ataki generowały równie integralny opór społeczeństwa polskiego. Samoobrona przeobrażała się w bezkrytyczną autoapologię. Utrwalały się fałszywe stereotypy. 

    Taki obraz Kościoła - uciskanego, zwalczanego, zapisał się na trwałe
w mentalności wielu Polaków. Nawet tych wybiórczo traktujących
powinności katolika, wynikające z nauki Chrystusa (przyjmuje się księdza "po kolędzie", chrzci się dzieci a jednocześnie okrada zakład pracy - bo państwowy). I funkcjonuje on w wielu umysłach - o zgrozo - do dnia dzisiejszego. I przekazywany jest młodym pokoleniom. Tak jakby nie dane nam było przeżyć następnego półwiecza.

    W latach 1956-70 polityka wyznaniowa ekipy Władysława Gomułki  miała dwa oblicza. Na fali "odwilży", poprawie uległy stosunki Państwo-Kościół. Zwolniono z aresztu domowego w Komańczy Stefana kardynała Wyszyńskiego, który po trzech latach przerwy ponownie objął urząd Prymasa Polski. Władze partyjne i państwowe były przychylnie nastawione do osoby Papieża Jana XXIII. Po 1960 roku konflikt Państwo - Kościół ponownie ulega zaognieniu. Chodzi przede wszystkim o naukę religii. Czyli de facto o " rząd dusz". Władza domaga się podporządkowania katechetów kontroli, przeprowadzanych przez Inspektoraty Oświaty. Przypominam, że nauczanie religii odbywało się już wtedy poza szkołami państwowymi. Episkopat Polski kategorycznie odmawia. I tu rację przyznaję Kościołowi. Dobrowolna nauka religii, jest sprawą sumienia każdego obywatela. Zakazy godzą w wolność wyznania, co było sprzeczne z ówczesną Konstytucją PRL. W tym czasie miało miejsce wydarzenie, które zapisało się w pamięci starszego pokolenia. Otóż pod koniec kwietnia 1960r. na terenie Nowej Huty (w miejscu , gdzie od dawna projektowano wybudowanie kościoła), postawiono krzyż. Ponieważ zbliżały się obchody 1-go Maja, władza nakazała jego usunięcie. Doszło do rozruchów. Byli ranni i aresztowani. Myślę, że dzisiejsi "obrońcy krzyża" pozazdrościli swoim ojcom i dziadkom udziału w tamtej historycznej obronie i postanowili sami napisać jej nowe karty. My, Polacy kochamy legendy. Zapomnieli tylko, że wówczas Kościół znajdował się w głębokiej defensywie. A obecnie wręcz przeciwnie. Żadne wydarzenie w naszym kraju nie może odbyć się bez udziału kleru. 

    Następne dziesięciolecie (1970-80) - związane z osobą Edwarda Gierka -
- to czas otwarcia się Polski i jej społeczeństwa na świat. Czas ogromnego
skoku cywilizacyjnego, okupionego gigantycznym zadłużeniem. Władza
definitywnie wycofuje się z ataków na Kościół, a z czasem wręcz zabiega
o względy Episkopatu. W czerwcu 1979r. ma miejsce pierwsza  w Polsce
i jednocześnie w krajach bloku radzieckiego, wizyta papieża Jana Pawła II.
Kościół już dawno przestał być "milczącym", zabiegającym o przetrwanie
monolitem. Prymasem nadal jest kardynał Stefan Wyszyński - człowiek
odważny ale i rozważny. Jednakże w Episkopacie dochodzą do głosu
biskupi i księża o bardziej radykalnych poglądach. Kościół - jak przystało
na najstarszą instytucję we współczesnym świecie - przygotowuje się do
ofensywy.

    W 1980r. - po serii ogólnopolskich strajków - powstaje NSZZ Solidarność.
W czasie strajków, do zakładów pracy wprowadzani zostają księża, celem
odprawienia mszy św. Wówczas obserwatorzy bagatelizowali ten fakt.
Wydawało się, że jest to kontestacja klasy robotniczej - w większości
katolickiej - wobec znienawidzonej Partii. 13 grudnia 1981r. na obszarze
całej Polski zostaje wprowadzony stan wojenny. Władzę sprawuje
Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego (junta wojskowa), pod dowództwem
gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Był to dramatyczny moment w najnowszej
historii Polski. W okresie stanu wojennego internowano ok. 10 000 osób,
w tym wielu księży. Doszło do zbrodni zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszki
przez SB. Ze stanu wojennego (zniesiono go 22 lipca 1983r.) Kościół wychodzi wzmocniony nie tylko wiarą swoich wyznawców, ale sympatią milionów
Polaków - również niepraktykujących i ateistów.

    Wydaje mi się, że okres od zniesienia stanu wojennego do 1988r. (nowa
fala strajków), był najbardziej prawidłowym - jeżeli chodzi o stosunki państwa laickiego ze związkami wyznaniowymi - w całej historii Polski po
II wojnie światowej. Władza nie stwarzała żadnych barier w wydawaniu
pozwoleń na budowę nowych świątyń, co było wcześniej "kością niezgody".
Urzędy lokalne zostały zobligowane do wydawania zezwoleń na przemarsz
procesji i pielgrzymek. Z drugiej strony Kościół nie zgłaszał jeszcze roszczeń
rewindykacyjnych, ani nie domagał się udziału Państwa w swoich przedsięwzięciach.
Nie obciążało to - jak obecnie -  budżetu, a więc nie wydawano
pieniędzy tych podatników, którzy nie byli zainteresowani finansowaniem
Kościoła.

    6 lutego 1989r. rozpoczęły się  obrady Okrągłego Stołu. Wśród  58
uczestników obrad głównych - 29 reprezentowało stronę rządowo-koalicyjną,
26 stronę solidarnościowo-opozycyjną uzupełnioną trzema obserwatorami
kościelnymi z prawem głosu. Uważam, że powołanie przez stronę
solidarnościową duchownych do swoich szeregów przy stole głównym
było błędem. Wystarczyłoby, aby występowali oni w gronie doradców.
Niepotrzebnie naruszono naczelną zasadę nowoczesnych państwowości,
czyli rozdział Państwa od Kościoła. Rozbudziło to - jak zawsze - "wilczy"
apetyt Kościoła katolickiego.

    We wrześniu 1989r. ukonstytuował się rząd Tadeusza Mazowieckiego.
Uchwalono pakiet podstawowych ustaw niezbędnych do przeprowadzenia
zmian systemowych. Niestety pod naciskiem Episkopatu - niechętnie -
- wprowadzono do szkół państwowych katechezę. Z pogwałceniem
ówczesnego prawa. Rzecznicy Praw Obywatelskich: - Ewa Łętowska
i Tadeusz Zieliński wnosili skargi do Trybunału Konstytucyjnego.
Dwukrotnie zostały one oddalone w całości. Myślę, że T. Mazowiecki -
- człowiek prawy, uczciwy i niezłomny - jak i jego doradcy żałują teraz, że
bardziej stanowczo nie bronili świeckości polskiego szkolnictwa. Tak na
prawdę to żaden z późniejszych rządów nie znalazł w sobie motywacji
i siły aby stanąć jednoznacznie na straży rozdziału Państwa od Kościoła.
Spowodowane to było kunktatorstwem i konformizmem elit politycznych,
zapatrzonych w sondaże poparcia społecznego dla swoich partii i zainteresowanych budowaniem własnych karier politycznych. Interes społeczny
schodził na dalszy plan. Pracę organiczną na rzecz wyborców, topiono
w morzu populizmu i hipokryzji. Tak było wygodniej a przede wszystkim
bezpieczniej. Bo przecież nietrudno sobie wyobrazić reakcję kleru kat.
na jakąkolwiek próbę ograniczenia jego wpływu na życie wiernych.
Rozpętałoby się piekło. W Polsce powiatowej, na prowincji - gdzie z racji
słabego wykształcenia, łatwo manipulować ludźmi - księża w kazaniach
uderzyliby na alarm. Oto tu, na tej ziemi, z której wywodzi się Jan Paweł II,
władza zamierza dokonać zamachu na Boga! Jak komuniści. Znana retoryka.

    W tym samym 1989r. rozpoczęła działalność Komisja Wspólna Rządu
i Episkopatu ds. zwrotu mienia Kościołowi kat. W ciągu 21 lat zwrócono
mienie wartości ok. 24 miliardów NPL. Zaspokaja to 80% zgłoszonych
roszczeń rewindykacyjnych. Od początku istnienia, wątpliwości
konstytucjonalistów budził brak trybu odwoławczego od decyzji Komisji.
Dopiero w br. zdecydowano się przekazać sprawę do zbadania przez
Trybunał Konstytucyjny. Jeden dowcipny hierarcha kościelny pytał: -
po co "kruszyć kopie"? Przecież wszystkich czeka Sąd Ostateczny. Dobry
humor Episkopatu jest w pełni uzasadniony. Nawet jeśliby werdykt TK
stwierdził niekonstytucyjność Komisji, będzie to miało wymiar błędu
legislacyjnego ustawodawcy. Odzyskane mienie Kościół odsprzedaje
"na pniu"  prywatnym podmiotom gospodarczym. Szukaj wiatru w polu.

    28.07.1993r. podpisano Konkordat między Stolicą Apostolską
a Rzeczpospolitą Polską. Nastąpiło to w okresie prac nad nową konstytucją.
Z punktu widzenia hierarchii aktów prawnych, było to działanie pochopne.
Z podpisaniem konkordatu należało poczekać do czasu uchwalenia nowej
ustawy zasadniczej. Rozwój praw człowieka powoduje poszukiwanie
gwarancji uniwersalnych. Konkordat ma natomiast charakter partykularny.
Dotyczy wyłącznie Kościoła kat. i katolików. Dlatego nie ma we współczesnym
świecie merytorycznego i racjonalnego uzasadnienia. Najlepszy dowód,
że po 1965r. watykańska dyplomacja  nie doprowadziła do podpisania
konkordatu z władzami żadnego państwa (nie licząc "kosmetycznych "
poprawek archaicznego konkordatu z Włochami). Po co więc był ten pośpiech?
Głównie dlatego, że umowę tę przygotowywał  rząd H. Suchockiej,
który stracił poparcie społeczne i parlamentarne. A jak wskazywały sondaże
opinii publicznej, w nowych wyborach powinna zwyciężyć lewica. I tak też
się stało. Ratyfikacja konkordatu nastąpiła 23.02.1998r. za rządów AWS.
Od listopada 2001r. funkcję ambasadora RP przy Stolicy Apostolskiej pełni
Hanna Suchocka. Autonepotyzm?

    19 października 1997r.- w przeddzień inauguracyjnego posiedzenia Sejmu
III kadencji - członkowie klubu AWS zawiesili krzyż w sali plenarnej
Parlamentu. Oczywiście były protesty. Trochę zgiełku, trochę krzyku -
- w świetle kamer. Skończyło się jak zawsze ( po 1989r.) w konfrontacji
polityków-dewotów (bigotów?) z politykami rozumiejącymi pryncypium
Państwa laickiego. Krzyż - prawem kaduka - wisi w Sejmie do dnia
dzisiejszego. Od tego momentu rozpoczęło się "krzyżowanie" Polski.
I - niestety - inicjatorami tych akcji nie byli tylko księża. Często dokonywali
tego wierni za milczącą aprobatą lokalnych notabli. Lekceważono w sposób
rażący, niedawno  (1994r.) uchwalone nowe Prawo Budowlane. Nakłada
ono na inwestora obowiązek uzyskania "pozwolenia na budowę" dla
każdego obiektu na trwałe posadowionego w gruncie. Nie uzyskanie "pnb"
jest traktowane jako "samowola budowlana" i podlega - z mocy prawa -
- rozbiórce. Na przełomie lat 98-99 prowadzona była akcja ustawiania krzyży
na oświęcimskim żwirowisku. Przyjeżdżały pielgrzymki z całego kraju.
Ustawiono ok. 300 sztuk. W całym kraju rozpowszechniła się "moda" na
ustawianie krzyży w miejscu katastrof komunikacyjnych. Często dodatkowo
zwiększając zagrożenie. Policja zamiast zgłaszać niebezpieczeństwo powołanym
do tego służbom, -  nie chcąc narazić się Kościołowi - wymyśliła
bzdurny argument, że jest to dodatkowe ostrzeżenie dla osób łamiących
przepisy ruchu drogowego. Oczywiście wszystkie te akcje były organizowane
bezpośrednio lub z inspiracji księży. Nasuwa się nieodparte wrażenie,
że ustawianie krzyży, jest dla hierarchów kościelnych aktem zawłaszczania
przestrzeni publicznej. Podobnie jak zaznaczanie przez niektóre ssaki -
- feromonami - swojego terytorium.

    W preambule nowej Konstytucji RP z 2 kwietnia 1997r. - karykaturalnie
"rozdętej" -  jest dwukrotne nawiązanie do Boga.  Przyrzeczenie harcerskie
przyjęte przez Nadzwyczajny Zjazd ZHP dnia 10.06.1995r. brzmi:
"Mam szczerą wolę całym życiem pełnić służbę Bogu i Polsce, nieść chętną
pomoc bliźnim i być posłusznym Prawu harcerskiemu". Jak wytłumaczyć
młodym harcerzom, jak mają "pełnić służbę Bogu"? A co z druhami
wychowywanymi w domu w duchu ideologii materialistycznej?
Przyrzeczenie (przysięga) jest sprawą honoru. Nie ma tu miejsca na
relatywizm.

    W całym kraju działa armia kapelanów. Nie tylko w wojsku, ale i w większych 
spółkach Skarbu Państwa. Sowicie wynagradzanych ze środków
budżetowych. A przecież wojsko jest obecnie w pełni zawodowe. Żołnierz
po służbie wraca do domu. Jeżeli jest wierzący, to w miejscu zamieszkania
ma swoją parafię. Nawet niektóre kluby piłkarskie (np.: Legia Warszawa)
zatrudniają kapelanów. Cyceron powiedziałby: - "o tempora, o mores!".
   
    W Toruniu rozrasta się od  lat imperium Tadeusza Rydzyka. Mimo
wielu "szemranych" interesów - bezkarnie. Podzielony i wewnętrznie
skłócony Episkopat, daje działalności T. Rydzyka milczące przyzwolenie
pokrętnie tłumacząc, że jest on zakonnikiem i podlega generałowi
Redemptorystów w USA. Ale przecież jest papież, który - korzystając
z dogmatu o nieomylności - ma prawo w sprawach wiary i moralności
podjąć decyzję w danej kwestii, w sposób ostateczny. Zwolennicy
T. Rydzyka  w całym kraju tworzą betonowy, zdyscyplinowany elektorat,
liczący ok. 1,5 - 2 mln. "szabel". Przy małej frekwencji wyborczej, jest to
siła - dla prawicowych, populistycznych partii - nie do pogardzenia. Handel
kwitnie!

 
  
   Co na to wszystko polska lewica? SLD się skundlił! Po wielkim zwycięstwie w 2001r. nie dotrzymał obietnic przedwyborczych dotyczących opodatkowania usług kościelnych, zlikwidowania katechezy w szkołach publicznych, renegocjacji konkordatu. Tłumaczenie Leszka Millera, że nie chciał "wojny" z Kościołem, bo nadrzędnym celem rządu było wstąpienie do Unii Europejskiej jest tak pokrętne, jak opisane powyżej - dotyczące T. Rydzyka. Polacy w całej swej masie, są narodem pragmatycznym. Tęsknota za wolnym podróżowaniem po Europie i innymi korzyściami wynikającymi z przynależności do UE - tak w młodym, jak i starszym pokoleniu - była ogromna. Kościół może wywołać ogólnonarodową histerię (śmierć i pogrzeb Jana Pawła II, katastrofa smoleńska), ale jest to stan krótkotrwały. Jestem przekonany, że wówczas funkcjonariusze Pana Boga nie mieli żadnych szans na wywołanie bojkotu referendum akcesyjnego. Dziś żyjemy w czasach mediów obrazkowych. Telewizje przestają się daną sprawą zajmować, to my również. Podkreślam z całą mocą, że mam tu na myśli 38 milionowy naród. Oczywiście jest mały procent fanatyków (ekstremistów katolickich), podjudzanych przez polityków konfesyjnych, na których Kościół może liczyć zawsze. To są ludzie niereformowalni, chorzy z nienawiści. Z mózgami w kolorze czarnym! SLD - jak wszyscy poprzednicy - wystraszył się konfrontacji z Kościołem. Bo przecież opozycja zaraz by ten fakt wykorzystała. Słupki poparcia pewnie by spadły. Ale tu zasadne jest pytanie: - czy dąży się do władzy po to by mieć "święty spokój", czy żeby zapewnić społeczeństwu egzystencję w nowoczesnym, świeckim państwie - na początku XXI w.

    KRZYŻ w dziejach ludzkości miał różną symbolikę. Dla Europejczyków
jest przede wszystkim symbolem chrześcijaństwa. Był również znakiem
ducha i materii, czterech stron świata, nieśmiertelności, życia, zwycięstwa
nad śmiercią, potęgi, zdolności twórczych. Jarosław Kaczyński, w jednym
z wywiadów powiedział, że krzyż jest symbolem wolności. Zdecydowanie
protestuję! Proponuję, aby Prezes PiS porozmawiał z duchami innowierców
pomordowanych przez krzyżowców, w wojnach pod auspicjami Watykanu.
A może z ludnością Ameryki Południowej i Środkowej, mieczem nawracanej
przez konkwistadorów na katolicyzm. Przy okazji zniszczono cywilizację
Azteków i Inków. Albo z z Giordanem Bruno, Galileuszem i tysiącami innych
niepokornych, straconych lub więzionych przez Świętą Inkwizycję. Ostatnią
czarownicę na ziemiach polskich spalono w 1830r. Szacuje się, że barbarzyńcy
spod znaku krzyża w całej historii chrześcijaństwa, zamordowali
200 mln. ludzi. Specyficzny sposób odzyskiwania wolności. Przypomina to
cyniczną retorykę nazistów w obozach koncentracyjnych: - więzień wychodzi
na wolność przez komin krematorium. Po 3 sierpnia 2010r. krzyż stał się
dla Polaków symbolem braku jedności narodowej, podziału społeczeństwa,
partykularyzmu, subiektywizmu, bezsilności Państwa i Kościoła wobec
obywateli i wiernych. Na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie doszło
do konfrontacji osamotnionych i skołowanych grup demonstrantów.
Winowajcy całego zamieszania, woleli schować się w cieniu gabinetów
i krucht, bojąc się ryzyka utraty swoich pozycji. Myślę jednak,że w głowach
zdroworozsądkowego społeczeństwa, nareszcie zapaliło się czerwone
światło. Tak dalej być nie może! Coś pękło.

    Czas na końcowe konkluzje. Wolność oznacza równouprawnienie ludzi
mądrych i głupich, szlachetnych i nikczemnych, prawdomównych i kłamców.
Jedynym ogranicznikiem jest prawo. Dlatego świętym obowiązkiem władzy
wykonawczej, jest egzekwowanie jego litery. Bez względu na "rodowód"
rządu, jak i dostojeństwo stron. Wobec prawa wszyscy są równi.
W epoce dyktatury PZPR,  Kościół stał na straży wartości ponadczasowych.
Był sumieniem zniewolonego narodu. W czasie prawdziwej demokracji
Kościół - nie wiedzieć dlaczego - wszedł na drogę integryzmu. W głosie
niektórych hierarchów, pobrzmiewa nuta krucjaty, nienawiści, obsesyjnej
dyskryminacji. Najwyraźniej mają problem z pluralizmem. Władza państwowa
musi ich z tej drogi jak najszybciej zawrócić, bo zbłądzili. Ale kto to uczyni?
Kto zagoni rozpasany kler katolicki do zakrystii? Kto może zostać polskim
gen. Giuseppe Garibaldim? Może Janusz Palikot? W naszym kraju jest miejsce
dla Kościoła. Postępuje pauperyzacja społeczeństwa, z którą Państwo sobie
nie radzi. Jest to olbrzymia przestrzeń do zagospodarowania, przez organizacje
charytatywne. Polskiej demokracji potrzebny jest Kościół mówiący językiem
Ewangelii i czyniący według Ewangelii. Dlatego trzeba zrezygnować
z blichtru i zejść - jak Chrystus do swego ludu - pomagać bliźnim, zło dobrem
zwyciężać. Sekularyzacja Państwa jest przesądzona. Żyjemy we współczesnej
Europie. Chodzi tylko o to, jakie koszty społeczne ten proces
pociągnie. A pierwszy krok jaki należy wykonać, to wyciszyć emocje.
Bo inaczej wojna polsko-polska będzie trwała nadal. Wierzę mimo wszystko,
że na tym Episkopatowi nie zależy. Ale to już wykracza poza temat
niniejszego  artykułu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz